Po meczu. Wiadomo.
Miałem jechać dzisiaj na przysięgę mojego znajomego do Warszawy. Miałem bo podziębionym (nie wiem jak to zrobiłem o tej porze roku; to wrodzony talent) i wizja rozbijania się po nocach w pociągu znacznie pogorszyła mój stan. Ostatecznie rozbiłem się z rodzicami pod Wrocławiem i kopiąc piłkę ładowałem na słoneczku baterie. Bardzo miło, polecam (:
Jutro z Cardiff przybywa mój brat, co wiązać się będzie z całą pewnością z wstrzymaniem jako takim ruchu na blogu i/lub przeważającą ilością wpisów prywatnej treści.
Muzycznie, jak zawsze w “Hej! Co słychać? ;)”. Trzy utwory towarzyszą mi ostatnio na przemian: Good Charlotte – The River (featuring M. Shadows and Synyster Gates), Manic Street Preachers – Your Love Alone Is Not Enough i trochę spokojniejszy Bananafishbones – Come to sin. A teraz Coma.
Przy okazji, z tego miejsca, chciałem podziękować wszystkim, którzy przeczytali “Zwykły Dzień” i podzielili się ze mną swoimi wrażeniami. Nawet za “przeczytałam pierwsze zdanie i mi się nie spodobało”. Miłego wieczorku! (: