Benicio Del Toro, Anthony Hopkins, Emily Blunt i Hugo Weaving to odtwórcy głównych ról w filmie. Taka obsada, de facto, powinna załatwić filmowi pełen sukces. Nie jest to jednak pierwszy raz w historii kina, kiedy dobrzy aktorzy nie są w stanie uratować filmu przed katastrofą, jaką jest scenariusz i reżyseria (zakładając, że te istniały, bo mam spore wątpliwości). Poważnie, gdybym wiedział, że będzie aż tak słabo (trailer na to nie wskazywał), w życiu nie wydałbym pieniędzy na seans. No dobrze, przejdę do konkretów.
To nie jest tak, że nie widziałem Benicia Del Tora czy Anthonego Hopkinsa w słabych filmach. Widziałem, ale oni sami zawsze trzymali poziom. W Wilkołaku jednak niewiele mieli miejsca na aktorstwo, przez co całość robi wrażenie zlepku różnych idei, pomysłów, które zdają się ze sobą w ogóle nie łączyć. Za wszelką cenę jednak stara się widzów przekonać, że one nie tylko się ze sobą łączą, ale nawet mają jakiś sens! A przynajmniej jego zarys. Otóż, nie mają. Oglądanie tego to zwykła strata czasu i pomimo dobrej obsady, polecam poprzestać na trailerze. Serio.
MWS: 3/3