Ostatnio chodziłem jak zakręcony, działałem jak automat, myślałem jak cyborg. Zdecydowanie potrzebowałem już wolnego bo po prostu świrowałem. Moje ostatnie cztery dni układały się wedle schematu: śniadanie -> dziewczyna -> praca -> kolacja -> spać. Oczy podkrążone, frygo rozczochrane, samopoczucie zjebane. Teraz mam trzy dni wolne… Teoretycznie powinienem iść do szkoły, ale że szkołę zmieniam, nie będę sobie nią teraz głowy zawracał. Aż do 15 lutego.

Przyszła do nas klientka z reklamacją. Nie działały jej krótkofalówki jak należy, ładowarka nie świeciła i w ogóle co ten nasz sklep sobie myśli?! Przyglądam się, otwieram i pytam: „czy te baterie były dołączone w pudełku?". Ona na to: „nie, w pudełku nie było żadnych baterii!". Grzecznie: „czy przyniosła pani ze sobą pudełko". Tak, przyniosła, wyciąga je z torby. Otwieram, wyciągam akumulatorki, wkładam, wrzucam na ładowarkę – śmiga. Cisza. Z uśmiechem na twarzy: „W czymś jeszcze mogę pomóc?".

W sobotę byłem z dziewczyną na jej 100dniówce. Pomijam fakt, że wstałem o 6:30 i pracowałem do 17 – na 19 byliśmy na miejscu, jej ojciec (zgadnijcie czy mnie lubi? :D) nas podwiózł. Hala Orbita we Wrocku jest dość znana, szczególnie fanom koszykówki – do których, rzecz jasna, nie należę (: Bawiłem się jak na zmęczonego wśród obcych ludzi przystało. Było znośnie, przynajmniej się napiłem i trochę odstresowałem. A na drugi dzień do roboty na 10, na 10 godz…