W obrębie ostatnich dwu tygodni, niespecjalnie chciało pisywać mi się na blogu. Z różnych względów. Czy to przez pracę, która mnie dołowała, czy przez dziewczynę, która ostatnie chwile wolnego czasu zabierała, czy przez zwyczajny brak motywacji. Nie chce mi się o tym pisać. Tak mnie to drażni, że nawet słowem o tym nie wspmnę. I w końcu stało się, że nic nie pisałem. Czas nadrobić zaległości (:

First of all, w pracy zaczęło mi się troszkę lepiej układać. Miałem sporo szczęścia i podjąłem walkę. Koleś z Warszawy wreszcie przeniósł się na inny sklep (są cztery (w budowie piąty) sklepy sieci Euro-net we Wrocku) i znów powróciły lżejsze czasy. Jakiś dziwny układ nastąpił z moim kierownikiem. Bywa drażniący, ale ostatecznie przypisuję mu więcej plusów i minusów. Nie mogę napisać, że go lubię bo on nie od tego jest. Jest kierownikiem i tyle. Wczoraj odezwałem się do niego bodaj dwa razy – jak przyszedł, „Dzień Dobry" i jak wychodziłem „Do Widzenia". Masakra (:

W życiu, jak to w życiu. Był moment, w którym chciałem rzucić to wszystko w cholerę i po prostu wyemigrować do brata do Walii. Komu bym nie mówił, że mam tam brata, to pada pytanie – „to Ty masz tam kogoś i dalej siedzisz w Polsce?". Hm, tak, bo mam jakieś swoje plany. Najgorsze jest to, że Akademia Rolnicza będzie mnie przed wojskiem chroniła jedynie do końca Marca. A później? Później jestem do wzięcia i to mnie przeraża. Miałem upatrzoną szkołę policealną, ale nie został utworzony kierunek, którym byłem zainteresowany. Muszę się wywiedzieć kiedy zaczyna się nabór letni. W Lipcu/Sierpniu będę składał, ponownie, papiery na Filologię Polską – tym razem tak na dzienne, jak i zaoczne. Choć, wiele się jeszcze może zdarzyć.

A poza tym, wszystko się jakoś układa. Obejrzałem Harrego Pottera i Czarę Ognia, zacząłem czytać Księcia Półkrwi, wróciłem do Green Day’a i ich ostatniego albumu American Idiot. Z dziewczyną też mi się ostatnio lepiej żyje, choć ciężko byłoby mi jednoznacznie określić dlaczego. Wczoraj wybrałem się z dwoma dobrymi kumplami z pracy na piwo (w zamierzeniu), a właściwie na wódę (fu! w efekcie) do pubu. Było przyjemnie, ale ja nie przepadam za piciem w zbyt dużych ilościach i zbyt mocnych trunków. Dla mnie optymalne są dwa piwa, serio (: Z życia, to by było na tyle (: