Jutro (piątek, 21.06.2006) o godz. 14:30 wyruszam do Cardiff, stolicy Walii. Sporo spraw miałem do załatwienia, sporo ludzi do pożegnania. Najtrudniej okazało się być z dziadkami od strony mojej mamy… To długa historia i bardziej wolałbym o tym zapomnieć, niż to roztrząsać raz jeszcze. Nie było lekko, niestety.
Oto z całej mojej zapalczywości i walecznego podejścia do sprawy, pozostał popiół. W zamian dostałem melancholię i lekką nutkę zastanowienia się. Taka pauza w środku filmu, z klimatyczną muzyką w tle. Łykam ją całymi garściami, bo to jedyne, co już teraz mi pozostało w oczekiwaniu.
Nie spaliłem za sobą żadnych mostów. Mam do kogo jechać, mam do kogo wracać. Sporo teraz zmian mnie czeka. Ale idę wyprostowany i z podniesioną głową. Nie mam nic do stracenia, wiele do zyskania. I’m ready. Niech jutro, stanie się dziś.
P.S. Do mojego następnego kontaktu z kompem. Pozdrawiam wszystkich b. serdecznie! (: