Straaaaszna biurokracja. Jak sobie przypomne, w PKO otworzylem konto bankowe w jakies 30 minut. Tutaj ciagnie sie to przez, uwaga, 10 dni roboczych! Wsio za sprawa centralnej jednostki wykonawczej. Jak groznie by to nie brzmialo rozchodzi sie glownie oto, ze nie otwieraja mi konta w jednym oddziale i jest ono akceptowane w calym kraju, tylko skladam dane w oddziale, ale konto mam zakladane w centrali. Z jednej strony to dobrze – nie jestem przypisany do jednego oddzialu i moge sie zglosic z prosba o pomoc wszedzie, ale z drugiej strony, otwarcie tego konta trwa wiecznosc.
Prace juz zaczalem tak wlasciwie. 8 godzinek wpadlo za sprawa obowiazkowego szkolenia. Druga praca, w ktorej musze byc nawiedzonym popaprancem w stosunku do klientow. Oh, well, urok osobisty mam wrodzony (joke! ;D). Humor w sumie mi dopisuje bo czuje sie troche jak na wakacjach. Brakuje kompa (moj sliczniutki GNOME…), neta (dostep do informacji do podstawa) i ladnych dziewczyn (ale nie ma tragedii, nie moge strasznie narzekac). Wpienia mnie, ze nie zarabiam jeszcze wlasnych pieniedzy. Bardzo do nich przywyklem, za sprawa pracy w gownianym Euro.
Moja kwietniowa wyplata wymiata – 670 zlotych. To jest po prostu paranoja, porazka i skandal. Cieszy jednak fakt, ze wpadlo jakies doswiadczenie, a i teraz wpadna jakies nowe. Caly czas mysle o szkole i na mysleniu sie nie konczy. Na AR papiery zloze (co prawda nie osobiscie, ale whatever), a jesli nie dostane sie na stacjonarne – trudno, biore sie za jakas szkole jezykowa tutaj w Cardiff, a pozniej na uniwerek. Informatyka brzmi kuszaco ;)
Pozdrawiam serdecznie z deszczowej Walii,
Hadreto vel Earilo ;)