I Amsterdam

Parę dni temu, konkretniej w ubiegły piątek, dostałem propozycję nie do odrzucenia. Mój brat mieszkający póki co w Cardiff, zjawił się u cioci w Amsterdamie i wspólnie stwierdzili, że należy ściągnąć tam również mnie. 17 sierpnia dostałem telefon w okolicach godziny 18, żeby w okolicach godziny 22:30 zakupić bilet w obie strony i wyruszyć do Amsterdamu (:

Podróż z Wrocławia trwa jakieś 13 godzin i nie jest jakaś specjalnie męcząca. Szczególnie przyzwoita jest trasa po przekroczeniu granicy z Niemcami, gdzie zaczynają się normalne drogi, autostrady i tak dalej. Wysiadłem sobie na Stadionplein przy Stadionie Olimpijskim. Stamtąd udałem się już wraz z bratem i ciocią do tej ostatniej domu. Kąpiel i kawa postawiły mnie na nogi, więc można było rozpocząć zwiedzanie. I takie tam.

Pierwszego dnia – wszak dojechałem w ok. godziny 11:30 – udałem się z bratem do centrum, na plac Dam. Co uderza to niesamowita atmosfera panująca w stolicy konstytucyjnej Holandii. Ludzie są życzliwi, uśmiechnięci i bezproblemowo dogadujący się po angielsku – każdy i wszędzie. Rzuciłem okiem na neogotycki dworzec centralny, który przy wrocławskim jest olbrzymi z zewnątrz i zadbany (czyt. nieśmierdzący) wewnątrz (szkoda, że z jakimiś siatkami remontowymi na sobie). Tego samego dnia popatrzyliśmy jeszcze na ładne kelnerki w centrum miasta na piwku, po czym udaliśmy się do restauracji na urodziny męża mojej cioci – rodowitego holendra, swoją drogą (:

Następnego dnia zaciągnąłem niemal siłą brata do muzeum narodowego – Rijksmuseum. Wstęp 10€ to żaden wydatek za to, co znajduje się wewnątrz. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich tych, którzy nie jadą do Amsterka wyłącznie po to, żeby doprowadzić się do braku nieużywalności narkotykami. Oczywiście Coffee Shop również został zaliczony, menu z różnymi rodzajami marihuany i innych lekkich narkotyków przestudiowane, a próbki zakupione i sprawdzone w parku, na zielonej trawce. Niemniej jednak, nie był to dla mnie żaden priorytet.

Z innych ciekawostek na pewno warto wrócić do klimatu. Na placu Dam miałem okazję usłyszeć jazzikowe melodie, na tę samą kapelę trafiłem również później i za 10€ kupiłem płytę z ich nagraniami. Niestety, na żadnym z utworów nie ma znakomitego głosu wokalistki, która na żywca dawała czadu.

Idąc dalej śladem uzupełnień, nie sposób nie wymienić różowej (czy czerwonej, who cares?) dzielnicy, w której na sklepowych wystawach stoją (lub siedzą, leżą etc.)… dziewczyny. I to często bardzo ładne (: Warty zwiedzenia jest także Jordan, jedna z najładniejszych – IMO – dzielnic Amsterdamu. Żałuję, że nie zostałem tam dłużej, ale wierzę, że jeszcze będę miał okazję kiedyś tam wrócić.