Ostatnio mam trochę więcej czasu, co z pewnością zmieni się od końca września (i dobrze), więc oglądam i czytam sobie więcej. Kiedy zakładałem na blogu kategorię Obejrzane, myślałem sobie zamieszczać tutaj wszystkie zaliczone produkcje. Po pewnym czasie stwierdziłem jednak, że będę zamieszczał tu tylko te, które naprawdę warte są opisania. Wśród ostatnich seansów, te warte wymienienia to “Infiltracja”, “Źródło” i “Ostatni król Szkocji”, ale dziś opiszę inny film. Moim skromnym zdaniem najlepszy z tej fantastycznej czwórki (:

Alan Johnson jest dentystą prowadzącym śmiertelnie nudne życie. Chodzi do pracy, wraca i spędza czas ze swoją żoną Janeane. Cierpi na brak własnego, męskiego hobby, przez co zaczepia co jakiś czas na ulicy Angelę Oakhurst, panią psycholog, którą prosi o radę dla swojego „przyjaciela". Pewnego dnia na ulicy dostrzega swojego współlokatora z college’u, Charliego Finemana. W taki właśnie sposób zaczyna się akcja w “Reign O’er Me”. Nie będzie tutaj dynamicznych akcji, policyjnych pościgów, wybuchów i wszystkich tych dupereli. Będzie inteligentny, miejscami śmieszny, miejscami wzruszający film, zmuszający do refleksji, zatrzymania się i spojrzenia na pewne sprawy z dystansu.

Na uwagę zasługuje również oprawa muzyczna. Sam tytuł produkcji został zaczerpnięty z utworu grupy The WhoLove, Reign O’er Me. Sam utwór jako cover w wykonaniu Pearl Jam pojawia się na samym końcu filmu – chyba nigdy jeszcze nie oglądałem tak długo napisów końcowych (:

MWS: 10/10