Jeżeli ktoś ma na koncie takie filmy, jak trylogia przygód Bourne’a, to już wiadomym jest, czego można się spodziewać. Michael Clayton jednak od Bourne’a różni się wszystkim – to nie jest film akcji, a przynajmniej nie takiej ze strzelaniną na skrzyżowaniach, pościgami i tak dalej. Tutaj rozgrywka toczy się na zupełnie innym poziomie. Poziomie przeważnie nieosiągalnym dla przeciętnego obywatela, nieważne jakiego kraju. Ma się do czynienia z ludźmi, którzy są smutni ze względu na śmierć bliskiego współpracownika, a jednocześnie cieszą się po cichu, że „zniknął" bo były z nim same problemy i zagrażało to kontaktom z ważnym klientem.

Reasumując, film mi się podobał. Najbardziej dylematy moralne i psychologiczne, również gra George Clooneya, za którym wszak nie przepadam. Życie w napięciu, próba zamachu na życie i pociąganie za odpowiednie sznurki, żeby pozbyć się niewygodnych osób, zagrażających wizerunkowi firmy i tak dalej, to wszystko to, czego można się spodziewać. Zamiast strzelaniny, są pojedynki na słowa. Szantaże, sprzedawanie siebie, drobny hazard, układy i układziki. Smutna refleksja nad „wysoką" sferą. Zdecydowanie polecam uwadze (:

MWS: 2/3