Recenzja tego filmu z całą pewnością pojawiłaby się znacznie wcześniej, jednakże mój sceptycyzm wziął nade mną górę. Nie mogłem się przemóc by obejrzeć film, w którym wykorzystana została muzyka Beatlesów, ale nie oryginalna, tylko wyśpiewana przez aktorów i aktorki. Wychowałem się na tej muzyce i za każdym razem, gdy słyszałem inne od oryginalnych wykonania (Come Together Jacksona, Help jakichś trzech panienek etc.) to otwierał mi się nóż w kieszeni. To już jest chyba puryzm Beatlesowy, ale cóż mogę na to poradzić?
Następnym błędem, po przesadnym sceptycyzmie, było jego wzmocnienie poprzez przesłuchanie ścieżki dźwiękowej przed obejrzeniem filmu. Rzeczą oczywistą jest, że wykonania nie podobały mi się wcale, a w wielu miejscach po prostu przeskakiwałem na następny utwór bo nie mogłem dłużej tego słuchać.
Wszystko to sprowadziło się, że odkładałem film na później, na później, aż w końcu na… wcale. Przypomniała mi o nim moja dziewczyna, która Across the Universe obejrzała i gorąco zachęcała mnie do uczynienia tego samego. Uległem i we dwoje go obejrzeliśmy (tak, moja dziewczyna po raz drugi ;P).
Miejscami nie było łatwo, ale faktem jest, że ścieżka dźwiękowa idealnie komponowała się z obrazem. Nie zabrakło scen genialnych, jak choćby przy piosenkach Come Together, I want You (She’s so Heavy) czy Happiness is a Warm Gun. Sam film naszpikowany jest również smaczkami dla fanów znających twórczość Beatlesów w stopniu nieco większym niż przeciętny – chodzi tu o m.in. imiona bohaterów (wszystkich głównych), także scen, w których wypowiadane sentencje są… tytułami piosenek. Jest tego więcej, ale nie będę psuł zabawy tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli (:
Akcja filmu dzieje się w czasach niezwykle ciekawych, bo na przełomie lat 60 i 70. Niektórzy bohaterowie nawiązują do rzeczywistych postaci żyjących w tamtym czasie (np. Jimiego Hendriksa), niektóre są wyrwane z kontekstów piosenek, w których były raczej alegorycznymi nawiązaniami do niekoniecznie istniejących ludzi (choć w przypadku piosenek Beatlesów, szczególnie zaś tej późniejszej twórczości, jest to niezwykle trudne do rozstrzygnięcia).
Podsumuję aby nie przedłużać. Jest to zdecydowanie jeden z najbardziej udanych filmów, jaki miałem okazję widzieć w całym moim żywocie. Piosenki Beatlesów zostały zinterpretowane w piękny, poetycki sposób i śmiało można uznać Across the Universe za ukłon w stronę Fab Four z Liverpoolu. Polecam każdemu i bez wyjątków! (:
MWS: 3/3