Dość często miałem okazję spotykać się ze stwierdzeniem, iż nauka z religią ze sobą nie kolidują, dlatego, iż rozgrywają mecze na różnych boiskach. Wynikałoby z tego, że w zasadzie te dwie dziedziny obejmują dwie, zupełnie od siebie różne i niezależne, płaszczyzny życia i mogą ze sobą współistnieć bezkonfliktowo. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ten piękny świat zostaje zakłócany. Dysonans pojawia się nie dlatego, że nauka wchodzi do kościoła, a dlatego, że religia z niego wychodzi. Być może jednak nie robiłaby tego aż tak ochoczo, gdyby jej na to nie pozwalano, lub chociaż z jej zdaniem nie liczono by się bardziej, niż ze zdaniem naukowców. Tak to jednak w Polsce wygląda.
„Słynne" in vitro
Przykładów nie trzeba daleko szukać. O szykowanej ustawie dotyczącej zapładniania metodą in vitro jest ostatnio coraz głośniej i zdaje się, że ten trend przybierze na sile, ale dopiero po katolickich świętach. Media już wcześniej zajęły się sprawą, jednak, na moje oko, nie od tej strony, co trzeba. Otóż w wywiadach, opiniach, a nawet w wieczornym (wigilijnym) wydaniu wiadomości, o zdanie pyta się… księży. Zgadza się, na temat stricte biologiczny (medyczny) wypowiadają się ludzie, którzy w najlepszym wypadku pokończyli wydziały teologiczne szkółek niedzielnych.
Klerykalny bełkot
Wymieniać można by długo, szkoda na to jednak czasu, więc ograniczę się do trzech nazwisk: Życiński (link:Gazeta), Nowak (link:Gazeta), Nycz (link:Interia). Przytoczyłem trzech metropolitów, ich wypowiedzi ważą więc więcej, od wypowiedzi przeciętnego księdza z parafii. Z jakimi zdaniami możemy się tam spotkać?
[...]wykorzystywanie funduszy z podatków na działania, które byłyby etycznie dla Kościoła nieakceptowalne spotka się przynajmniej z dystansem Kościoła.
abp Życiński
Jeśli o mnie chodzi, to bomba. Kościół wreszcie nie będzie ingerował i lobbował spraw, które wcale nie powinny go interesować. Zadziwiające jest jednak to, że właśnie ten hierarcha kościelny nawiązuje do finansowego aspektu in vitro.
Jest jeszcze jedno zdanie abp Życińskiego, a z którym spotkałem się już we wspomnianym wcześniej wydaniu wiadomości:
Parlamentarzyście katolickiemu wolno wtedy kierować się rozwiązaniem, które jest bliższe katolickiemu[...]
abp Życiński
Zatrważa mnie myśl, że poglądy religijne (a więc aspekt duchowy) mogą mieć wpływ na tak istotne sprawy, jak zapładnianie metodą in vitro. Zatrważa jeszcze bardziej, iż kościół wywiera presję na politykach należących do ów kościoła, choć:
[...]arcybiskup Kazimierz Nycz przyznał, że polityk głosujący za ustawą bioetyczną „nie zostanie potępiony"
Wielu, zapewne, odetchnęło z ulgą.
Jak bardzo jestem zdumiony?
Czy tylko ja jestem zdziwiony, że na temat zapładniania metodą in vitro, w prasie, telewizji i internecie, znaleźć można tak wiele materiałów i wypowiedzi głów kościoła katolickiego? Czy tylko mnie dziwi, że nie ma takich samych materiałów i wypowiedzi naukowców? Wywiadów z profesorami wydziałów biologicznych Polskich uczelni? Jak to możliwe, że kościół katolicki wywiera aż taki nacisk na naukę, politykę i media?
Stanowisko w sprawie in vitro
Całość de facto sprowadza się do zajęcia jakiegoś stanowiska. Mam wielką nadzieję, że politycy, którzy potrafią oddzielać sprawy duchowe od spraw nauki, mediów i polityki(!), nie dadzą się zastraszyć potępieniem. Ostatecznie kościół i tak zabroni zapładniania metodą in vitro swoim wyznawcom (chwała im za to, głupoty rozmnażać sztucznie nam w dzisiejszych czasach nie trzeba).
Osobiście jestem zdania, iż jeśli starająca się para o dziecko nie jest w stanie doprowadzić do zapłodnienia, to coś w tym musi być. Z drugiej jednak strony, nie odważyłbym się tego zdania wypowiedzieć w obecności osób, o dziecko się starających. Tym bardziej, iż przyczyny bezpłodności mogą być bardzo różne.
Dlatego jestem jak najbardziej za możliwością zapładniania metodą in vitro, ale uważam za konieczne wykonywanie diagnostyki preimplantacyjnej.
Naukowcy w kontrataku
Wracając do polityki. Ustawa dotycząca in vitro, przede wszystkim i w pierwszej kolejności, powinna być konsultowana z naukowcami i lekarzami — nie księżmi. Na horyzoncie pojawiła się nadzieja, choć jest ona przyćmiona kościelnym bełkotem. Mowa o naukowcach próbujących przebić się do opinii publicznej, ale jakby wciąż zbyt cicho i za mało zdecydowanie. Ciemnogród nie wie i nie rozumie, o co tak naprawdę chodzi, będzie więc powtarzał formułki ukute i wypowiedziane z ambony przez księdza z pobliskiej parafii. Jeśli na domiar tego włączy telewizję, w której nie ujrzy choćby jednego lekarza, a samych, powtarzających ciągle to samo, księży, cóż będzie mógł sobie pomyśleć?
Zachęcam więc do podpisania wraz z trzydziestoma naukowcami listu do premiera Donalda Tuska. Jest choć cień szans na to, iż to ludzie nauki, a nie kościoła, podejmą decyzję dotyczącą nauki — nie wiary.
Na zakończenie
Trudno oprzeć się wrażeniu, że podobnie jak w przypadku aborcji, tak i w przypadku zapładniania metodą in vitro, kościół przedkłada szacunek dla zarodka, nad szacunek dla dorosłego człowieka.