Nie tak znowu dawno Byte poruszył temat efektów specjalnych w filmie „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona", na którym to miałem okazję być w kinie (bodaj pokaz przedpremierowy, czy premierowy). Przyznam szczerze, że po raz pierwszy usłyszałem o nim przy okazji zwiastuna w kinie, ale od razu oczywistym stało się dla mnie i mojej dziewczyny, że wybrać się nań musimy — co też uczyniliśmy.
Pewnym jest, że pomysł na film jest znakomity, jego wykonanie równie dobre, a efekty specjalnie rzeczywiście kopią tyłek. Ale, czy to wszystko?
Nie, zdecydowanie nie wszystko. Trzeba dodać do tego wyśmienicie
skonstruowane postaci, wspaniałą grę aktorską i nieprzewidywalną fabułę.
Śledząc losy Benjamina Buttona, którego życie zmierza w odwrotnym
kierunku, przyglądając się jego niebanalnej historii miłosnej oraz
nietuzinkowym przyjaciołom może się zrobić cieplej na sercu. Jednak,
zadałem sobie pytanie: o czym ten film, tak naprawdę, był?
Odpowiedź wcale nie jest oczywista. Można by pisać o takich sprawach jak
przemijanie, miłość itd., ale to wszystko raczej zbyt proste, jak na
film, który był nominowany w tylu kategoriach do Oscara. Czy było jakieś
przesłanie, jakiś morał?
Nie było.
To zwyczajnie ciepła opowieść, historia życia przebiegającego w odwrotnym kierunku i wszelkie konsekwencje z tego faktu wynikające. Jeśli o mnie chodzi, niczego więcej, ponad to, być nie musi, żeby film był dobry. A jest dobry, bardzo dobry i zdecydowanie wart obejrzenia. Idealny do wypadu z drugą połówką :)
Jeden z lepszych filmów, na których byłem w kinie. Polecam!
MWS: 3/3