Wpis gościnny napisany przez Walthariusa.
Może krótkie wyjaśnienie co ja tutaj w ogóle robię.
Otóż kilka dni temu, autor i gospodarz tego bloga, zapytał mnie, czy nie zechciałbym gościnnie napisać u niego z jeden wpis. Jako, że mamy podobne spojrzenie na wiele tematów, nie musiał się martwić, że wpisem swoim tutaj popsuję mu reputację ;-) Pomysł mi się spodobał, Hadret już zadomowił się u mnie a ja dzisiaj publikuję u niego swoje przemyślenia na temat legalizacji związków homoseksualnych. Pomysł gościnnego wpisu wydaje się ciekawym eksperymentem i niezłym urozmaiceniem blogaska, tak Hadretowego jak i mojego. A więc zaczynajmy :)
Wielu ludzi strasznie męczy się z myślą, że związki homoseksualne mogłyby być legalne w tym kraju. Ciągle gdzieś czytam lub słyszę jak wielkie byłoby to zło dla tego kraju i jego obywateli. W wielu miejscach sieci można znaleźć pełne jadu i nienawiści artykuły o gejach i ich pragnieniu zalegalizowania swojej miłości oraz inności. Dużo też można znaleźć prześmiewców lub ludzi próbujących wykazać, że przecież nie ma o co kopii kruszyć, geje mogą spokojnie dziedziczyć po swoich zmarłych partnerach — wystarczy aby wcześniej spisać odpowiedni testament, ustanawiać kto będzie wyrażał ich wolę w trakcie leczenia, kiedy sami nie będą mogli tej woli wyrazić czy też ustalić można na poczcie, kto może ich korespondencję odbierać. To oczywiście jedynie czubek góry lodowej, który jednak pokazuje stosunek bigotów do tego problemu. Skoro większość woli kochać płeć przeciwną to znaczy, że większość ma rację — tak myśli statystyczny bigota Kowalski. Dlaczego takie dziwadło — myśli on sobie dalej — miałoby mieć te same prawa co ja, normalny, katolicki Polak?.
Jak zwykle wszystko rozbija się o brak akceptacji, zrozumienia i ogromną chęć kształtowania świata, a w szczególności innych ludzi, na własne podobieństwo. Mało który z tych bigotów zada sobie pytanie:
Skoro geje są pozbawieni wielu przywilejów dostępnych powszechnie dla każdego, to czy powinni płacić takie same podatki jak inni? No bo skoro ci inni mają więcej zagwarantowane od państwa, to chyba w takim razie geje powinni mieć jakieś ulgi podatkowe… Przecież dostają mniej, tak?
Już widzę te zmarszczone czoła i burzowe marsy na obliczach, doskonałych przecież w swojej istocie, bigotów. Dla nich przeważnie sprawa jest prosta. Rodzina jest jasno i jednoznacznie zdefiniowana jako związek kobiety i mężczyzny, którego głównym celem jest płodzenie dzieci. Związek homoseksualny takich dzieci mieć nie może, więc w oczywisty sposób rodziny stworzyć mu się nie uda. Fakt — przy takiej definicji podstawowej komórki społecznej faktycznie nie ma takiej możliwości. Zastanawia mnie jednak coś innego. Dlaczego zamiast ułatwiać sobie życie wzajemnie, próbujemy je innym utrudniać jak tylko się da? Przecież, nie oszukujmy się, nie byłoby takim problemem zmienić tę definicję. Nie została nam ona dana przez żadnego boga, nie jest prawdą objawioną i może ulec zmianie. Co się stanie jeśli homoseksualiści będą mogli zawrzeć normalny, prawem usankcjonowany związek małżeński? Świat się chyba z tego powodu nie zawali, co?
Ok, wiem, że jest też druga strona medalu. Homoseksualiści sami sobie szkodzą robiąc wszystko, żeby zrazić sporą część społeczeństwa do siebie. Ja rozumiem, że każdy chce żyć własnym stylem życia, jednak nie oznacza to zaraz całkowitej swobody w ekspresji tegoż stylu. Te marsze wolności czy co to tam jest, epatowanie swoją innością, która wcale nie jest aż tak wielka i znacząca, sprawiają tylko, że ludzie, którym nie przeszkadza praca z homoseksualistą będą podchodzić do całej homoseksualnej społeczności z rezerwą a z czasem, nawet z negatywnym nastawieniem.
Nie wiem, może faktycznie bycie gejem oznacza zniewieścienie, zakładanie idiotycznych strojów, malowanie się w sposób wyzywający i spłycanie wszystkiego do seksu. Znam jednak kilku homoseksualistów i nie zauważyłem u nich podobnych tendencji. Może ci moi znajomi są chlubnymi wyjątkami? Wątpię. Dlatego tym bardziej nie pojmuję dlaczego społeczność gejowska próbuje z siebie robić pajaców? Tak jak problemem katolickiej większość społeczeństwa (ale i nie tylko katolickiej) jest niemożność zrozumienia, że gej to nie jest zboczeniec, chory na jakąś zaraźliwą chorobę, tak problemem społeczności gejowskiej jest niemożność pojęcia, że swoim zachowaniem utwierdzają tylko innych, iż coś z nimi jest naprawdę nie tak.
Tak więc wracając do tytułowego pytania, czy naprawdę byłoby tak strasznie, gdybyśmy zaczęli sobie wzajemnie ułatwiać życie a nie utrudniać?