Trafiłem dzisiaj na artykuł Katarzyny Wiśniewskiej „Stronniczy przegląd prasy katolickiej". W zasadzie tytuł powinien był mnie od razu zniechęcić, ale jednak przeczytałem. Tutaj muszę pokrótce objaśnić jaki jest mniej więcej mój stosunek do stereotypu Polak=Katolik oraz do jako takiego patriotyzmu. Ten pierwszy uważam za dalece krzywdzący (choć wiem, że wielu ludziom zależy na tym, aby ów stereotyp podtrzymać). Patriotą zaś nie jestem wcale. Nie rozumiem dumy narodowej i tekstów w stylu: „jestem dumny, że jestem Polakiem". Dlaczego miałbym być dumny? To jakiś mój sukces, że mogę być z tego dumny? Nie, po prostu się tu urodziłem, wielka mi rzecz. Mogę się co najwyżej cieszyć. Tylko z czego? To żadna radosna nowina być Polakiem. Cieszę się, że jestem Europejczykiem. Ale nie jestem z tego powodu dumny.
Moje poglądy polityczne można określić jako dalece lewicowe. Często spotykane przytyki w rodzaju „komuch", czy coś w ten deseń, zupełnie do mnie nie trafiają, bo ludzie je serwujący chyba nie zdają sobie sprawy, że PRL, komuna etc. mnie już nie dotyczy. Bywa.
O tym jak wygląda obecnie lewica w naszym kraju wie chyba każdy. Słowo rozsypka chyba najlepiej to oddaje. Po LiDzie nie ma już śladu i raczej na rewolucję się nie zanosi. Jednakże z artykułu Katarzyny Wiśniewskiej wynika, że i z prawicą jest u nas nieciekawie. A przynajmniej jest nieciekawie, jej zdaniem, od kiedy PiS został odłączony od władzy. Winna temu ma być… lewica! To dopiero niespodzianka. Ale po kolei:
[...]aby obronić Kościół, tradycję, trzeba mieć władzę.
Jarosław Kaczyński
Coś w tym jest. Tradycję można sobie odpuścić – żaden rząd specjalnie się o nią nie martwił i nie widzę w tym niczego złego. Wprost przeciwnie. Ciekawe jest jednak to, że partia która istnieje w naszym kraju od 8 lat, chce obronić instytucję, która jest u nas od lat… 1043. Proporcja, co najmniej dziwna, jeśli śmieszna nie będzie tu lepszym określeniem. Poza tym, obronić przed kim? Lub przed czym?
Okazuje się również, że Michał Wojciechowski na łamach tygodnika „Idziemy"1 zabawił się w Sherlocka Holmesa i stwierdził co następuje:
[...]dwie główne partie, PO i PiS, uchodzą za prawicowe, ale są nimi jedynie w części.
Być może mówimy o różnych partiach, ale jeśli dobrze pamiętam, to zarówno PiS, jak i PO są partiami centroprawicowymi. Czyli — upraszczając — jedynie w części prawicowymi. Geniusz. Ale to nie wszystko, bo Sherlock nie tylko znalazł problem — znalazł też jego przyczynę:
Politycy polscy niezbyt chętnie określają własne programy jako prawicowe, gdyż na skutek uporczywej propagandy lewicy budzi to nieufność nawet w ludziach, którzy z treścią programu prawicowego by się zgodzili.
Podkreślenie moje.
Gdzie jest ta propaganda? Czym się objawia? Jeśli tak słaba lewica ma taki wpływ, na prawicę, która ma dwie w części prawicowe partie z olbrzymim poparciem w państwie, to co to będzie, kiedy — jeśli w ogóle — lewica się wzmocni? Spiskowa teoria dziejów, ot co, przecież właśnie w ten sposób można najłatwiej wyjaśnić nieudolność sprzyjającej partii, czyż nie?
Katarzyna Wiśniewska pozostaje jednak optymistką i twierdzi, że taki stan rzeczy może się zmienić, kiedy ludzie zapoznają się z listą zalet prawicy. Oto one:
[...]o istocie i stanie państwa stanowi prawo, a nie aktualna ekipa rządząca.
Jasne, że tak powinno być. Ale państwo to jest bez krzyża w sejmie i dziesięciu przykazań w sądzie. Poza tym — która ekipa rządząca na to pójdzie? Serio.
Pod skrzydłami prawicy żyłoby się patriotycznie i bezpiecznie - „groźni mordercy" pójdą na krzesło elektryczne.
Niewątpliwie. Kara śmierci była dyskutowana wielokrotnie na forum i zawsze służyła do podbicia sondaży — zawsze. Można więc śmiało założyć, że, także tutaj, jest to tylko pisanie dla pisania, bez pokrycia.
Niż demograficzny też by nie groził - nie dochodziłoby do „promowania aborcji i zboczeń".
Ktoś kiedyś mądrze stwierdził, że najlepszą reklamą jest antyreklama — na potwierdzenie reguły niech posłużą Polki usuwające ciąże nielegalnie i z narażeniem życia lub wyjeżdżające w tym celu do Wielkiej Brytanii. Nie mam też pojęcia co aborcja i zboczenia robią ze sobą w jednym zdaniu. Aborcja stała się jakąś nową formą dewiacji seksualnej? I kto w naszym kraju promuje zboczenia?
Na tapetę Katarzyny Wiśniewskiej trafia „Niedziela"2 i wypowiedź senatora PiSu Czesława Ryszka:
[...]państwa narodowe staną się przeżytkiem[...]
Państwa narodowe już stały się przeżytkiem. Nie ma w tym niczego złego. Różnorakie korporacje, koncerny i inne pierdoły dawno przestały przejmować się pojęciem narodu czy państwa i sprzedają wszystkim swój towar po równo.3 Ja chyba nie potrafię dostrzec tej złej strony zaniku narodu. Pewnie ma to nawet jakiś epitet.
[...]zapewne nie będzie wówczas mamy i taty, tylko rodzic A i rodzic B, wprowadzi się nową definicję małżeństwa i rodziny, obowiązywać będzie inna koncepcja człowieka i moralności[...]
Nie rozumiem. Dlaczego miała by się pojawić inna koncepcja moralności? Poza tym, jeśli inna oznacza odmienna od naszej rodzimej, pozbawiona „chrześcijańskich wartości" (czymkolwiek one są), ksenofobii, homofobii i antysemityzmu, to ja w to wchodzę. Już teraz.
„Nasz dziennik" idzie dalej i bije na alarm:
Na razie „unijna indoktrynacja" zbiera żniwo w zerówkach, gdzie dzieci „z zamkniętymi oczami muszą recytować grafomańskie wiersze sławiące UE".
Indoktrynacja? Zbiera żniwo? Aż chciałem pomyśleć — biedne dzieci, ale zaraz potem przypomniałem sobie, że to Polska, więc do indoktrynacji są przyzwyczajone, tyle że religijnej. I uczą się znacznie więcej bezwartościowych i bezużytecznych regułek, a nikt nie robi z tego wielkiego halo. Dlaczego?
To robienie wody z mózgu. Chodzi o to, żeby zatrzeć kwestie narodowe i patriotyczne, zrobić jeden wielki kołchoz międzynarodowy, gdzie tradycja, kultura, religia nie będą miały żadnego znaczenia.
Andrzej Szczerba ze Związku Narodowego Polski w Kanadzie
Jeśli idzie o kwestie narodowe, patriotyczne, tradycję i religię, to już teraz nie mają one dla mnie żadnego znaczenia. Kultura nie znika ot tak — kto choć trochę o tym czytał wie, że nie da się tego wyplenić.4 Zresztą, czy naprawdę ktoś chciałby to wypleniać? Jeśli zaniknie, to zrobi to sama i tyle. Było minęło.
Ostatni akapit, odautorski zakładam, bije na kilometr naiwnością:
Nadzieja w tym, że PO jako partia prawicowa połowicznie swoje cele również osiąga połowicznie. Polska zostanie więc półnarodowa albo pół Polski będzie narodowe w całości, dzięki czemu chociaż 50 proc. zerówkowiczów nie wyrośnie na eurofilów. A pół kultury to też więcej niż nic.
Pominę radosne słowotwórstwo, skupię się na uproszczeniu umysłowym. 50%, które wyrośnie na „eurofilów" będzie pozbawione kultury, czy tak? Jak więc można nazwać drugie 50%? „Katofilami"?
Po przeczytaniu artykułu Katarzyny Wiśniewskiej spojrzałem nieco optymistyczniej na sytuację polityczną w naszym kraju. Okazuje się bowiem, że centroprawica w mniemaniu prawicy jest bardziej „centro", lewica zaś, pomimo iż w rozsypce, „stosuje skuteczną propagandę" krzyżującą plany „prawdziwej prawicy".
7 czerwca zadbajmy jeszcze tylko o to, żeby do europarlamentu nie trafił hodowca dinozaurów i wszystko będzie dobrze. Oby.