Aby tytuł był możliwie adekwatny do treści wpisu: “Jest piątek, a wpierdalam kanapkę z szynką”. Teraz meritum.

„Krzyż polski"

Jak powszechnie wiadomo i z czym się nie kryję, jestem wrocławianinem. We Wrocławiu mieści się jedno z najlepszych Liceów Ogólnokształcących w Polsce. Tak, chodzi o XIV. O liceum zrobiło się głośno całkiem niedawno ze względu na uczniów, których uczucia (nie)religijne zostały urażone. W pewnym sensie uczucia i w pewnym sensie urażone. Zdumiewający był dla mnie jednak fakt, że o całej sprawie krzyża polskiego zrobiło się tak bardzo głośno. Dlaczego? Co było powodem tego, że media tak chętnie zajęły się jakąś szkołą i ich problemem z przybitymi do ścian klas krzyżami?

Temat. Temat jest na czasie, jest chwytliwy i na pewno wzbudzi zainteresowanie wraz ze skrajnymi emocjami. Wszak dotyczy wiary, wyznania, religii etc., więc, de facto, w naszym kraju dotyczy każdego. Otóż, jeśli o mnie chodzi, to krzyże w klasach LO XIV w ogóle mnie nie obchodzą. Nigdy wcześniej, ani nigdy później obchodzić mnie nie będą. Ja nawet nie jestem pewien, czy chociaż raz byłem w tym liceum. To nie jest moja sprawa, czy krzyże tam wiszą, nie wiszą, czy jest tam ktoś, kto chce je zdjąć, czy jest tam ktoś, kto chce je wstawić również do toalet i schowków na miotły. Wisi mi to.

Nie wisi mi jednak sposób prowadzenia dyskusji. Uczniów kilkukrotnie, różnymi sposobami i środkami, próbowano… Ośmieszyć. Zdeprecjonować. Wyśmiać. Zignorować.

To nic innego jak robienie chytrej, cynicznej ideologicznej zadymy przez troje rozwydrzonych i rozpuszczonych przez rodziców smarkaczy. Nie może być tak, że oni ustawiają na baczność całą szkołę! Czy naprawdę w klasie maturalnej nie ma już nic innego do roboty?

– prof. Ryszard Legutko

Ten cytat boli szczególnie, bo raz, że Legutko to profesor, więc jego wypowiedź powinna trzymać wyższy poziom od tego, który słyszy się na co dzień w ciemnych uliczkach i za śmietnikami, a dwa, że jest z Dolnego Śląska. Wstyd mi, że z tego samego rejonu Polski wywodzi się osoba z tytułem naukowym, która nie potrafi poskładać ambitniejszej wypowiedzi. No i klecha jeszcze:

Nie wiem, czy śmianie się z tej żenady przez uczestników było efektem zidiocenia, czy jakąś próbą zatuszowania jawnego, ordynarnego debilizmu, w każdym razie wyszło tak, jak miało wyjść — nic się nie zmieniło, nic się nie poruszyło, był szum, szum przechodzi w ciszę i zostaje po staremu. Bez potrzeby dyskutowania, argumentacji, czy czegokolwiek. Wystarczyło wpuścić klechę z pistoletami i problem sam się „rozwiązał". Bomba.

Krzyż w symbolice chrześcijańskiej stanowi najwyższą wartość. To sacrum, które zawsze w katolikach i pochodnych wzbudza największe emocje. Nic dziwnego, krzyż symbolizuje mękę i poświęcenie swojego życia przez Jezusa. Co jednak w praktyce oznacza wstawianie krzyży w klasach szkoły? Musi coś oznaczać, bo przecież by ich nie wstawiono. Ale jaki jest przekaz? Ta szkoła jest tylko dla chrześcijan? Ta szkoła akceptuje tylko jedno wyznanie?

Nauczanie religii

Z wiadomych przyczyn nie uczęszczałem na lekcje religii. W mojej szkole nie było niczego „w zamian", więc miałem po prostu okienko i było fajnie. Teraz już nie miałbym fajnie, bo miałbym niższą średnią przez brak oceny z religii. Chyba, że ta ocena wliczana do średniej automatycznie wymusza na szkole prowadzenie zajęć z etyki dla uczniów nie uczęszczających na lekcje religii. Ale teraz należy też zadać jeszcze jedno, zajebiście ważne pytanie:

Hadret, dlaczego Ty nie chodziłeś na religię?

Przecież napisałem, z wiadomych przyczyn. Jestem ateistą, z ateistycznej rodziny etc., więc nie mogłem na religię chodzić, proste tak? No właśnie nie takie proste. Dlaczego lekcje religii w szkole są w praktyce przedłużeniem Kościoła katolickiego? W moim odczuciu lekcje religii powinny traktować, jeśli nie o wszystkich, bo realizacja mogłaby być ciężka, to o najważniejszych religiach na naszej planecie. Obecnie największą (pod względem liczby wyznawców) religią świata jest islam. Dlaczego nie nauczać o nim w szkole? Najważniejsze, podstawowe informacje. Przyznam, że na takie zajęcia z religii chodziłbym z przyjemnością. Byłaby to rzetelna wiedza, która może przydać się w życiu (np. kiedy poznasz jakiegoś muzułmanina czy muzułmankę etc.), zamiast interpretowania w jaki sposób się Kościołowi podoba Biblii.

Uważam, że lekcje religii w takim wydaniu, jak obecnie, nie tylko nie powinny liczyć się do średniej, ale w ogóle nie powinno ich być. To krok znacznie bardziej radykalny od zdjęcia krzyży z klas, ale też znacznie rozsądniejszy. To nie krzyże stanowią problem, tylko religia, która za nimi stoi. Tak długo jak religia nie jest traktowana jako sprawa prywatna, osobista, tak długo będę uważał, że religia w szkolnictwie1 jest nie na miejscu. Od nauczania jej jest dom i kościół, nie szkoła.

Co z tym krzyżem?

Wracając do pierwszego akapitu, podtrzymuję moje stanowisko, że krzyże w klasach LO XIV mnie nie obchodzą. Co innego, gdyby sprawa dotyczyła wszystkich szkół w Polsce. I nie tylko szkół. Moim zdaniem są miejsca, w których krzyż jest… Nie na miejscu. Mam tu na myśli wszystkie instytucje państwowe, w tym urzędy itd. Wszystko, co świeckie, a więc profanum, powinno być wyzbyte jakiejkolwiek symboliki sakralnej. Z prostej przyczyny — państwo ma być dla wszystkich obywateli, niezależnie od koloru skóry, wyznania, rozmiaru biustu czy długości penisa. Jeśli w instytucjach świeckich, mniej lub bardziej uzależnionych od danego państwa, pojawiają się symbole religijne, to jest to wyraźny sygnał, że państwo nie spełnia swojej uniwersalnej roli. Jawnie, obnosząc się z tym, faworyzuje konkretne wyznanie, konkretną religię, konkretne bóstwo. Tak więc to krzyż w sejmie, a nie w klasach XIV LO, jest zdecydowanie ważniejszym problemem.

Spotkałem się z jeszcze jedną opinią, ateisty dla odmiany, którą przeczytałem bodaj w Metrze (tu mam na myśli gazetę, bo metra we Wrocławiu nie ma), w której stwierdził, że jemu krzyże w ogóle nie przeszkadzają etc. Wiadomo. To rodzaj ateisty, którego opisałem u siebie przy okazji wpisu O uczuciach religijnych (2), czyli: a† != †. Podał następujący „argument":

Księżyc dwa razy w miesiącu przypomina znak kojarzący się z islamem. Czy to oznacza, że księżyc też trzeba zdjąć?

Przytaczałem z pamięci.

Primo: tylko raz w miesiącu, jeśli w ogóle, może się kojarzyć. O fazach księżyca uczy się w szkole podstawowej. Nie wspomnę o tym, że półksiężycowi towarzyszy gwiazda.

Secundo: nie słyszałem o żadnej szkole w Polsce, która przybija do ścian w swoich klasach półksiężyce.

Podsumowując

Cała sprawa jest tylko jednym z wielu dowodów na to, iż wolność słowa, owszem, istnieje, ale kultura dyskusji — nie. Przekonali się o tym uczniowie na własnej skórze, przy okazji akcji zdjęcia krzyży. To jest Polska właśnie. Być może dobrym pomysłem byłoby zastąpienie zajęć z religii zajęciami z kultury prowadzenia dyskusji? Może wtedy używałoby się jakichś prawdziwych argumentów, a nie plastikowych pistoletów i inwektyw?


  1. Chodzi rzecz jasna o szkoły publiczne. ↩︎