Prawdą jest, iż teoria chaosu czy tytułowy efekt motyla są pojęciami z kategorii matematyczno-fizycznej, to jednak są dość powszechne w codziennym życiu (pomimo krytyki np. prof. Richarda Eykholta). Choćby tak trywialna, zdawać by się mogło, sprawa, jak przepowiadanie pogody, może mieć wręcz katastrofalne skutki, jeśli gdzieś na wstępnym etapie badań wkradnie się choćby niewielkie przekłamanie w liczbach.

Bo na tym właśnie to polega. Drobne kłamstwo (lub pomyłka) na początku, rozrasta się do nieprawdopodobnych rozmiarów w późniejszym czasie.

Nie jestem deterministą, nie wierzę w bogów, fatum czy przeklęte miejsca. Jednak efekt motyla przemawia do mnie, bo każe zastanowić się nad odpowiedzialnością za podejmowane decyzje tu i teraz. Jeśli nie zastanowisz się dobrze nad swoją akcją, reakcja może być absolutnie nieprzewidywalna. To jest jednocześnie i piękne, i przerażające.

Pięć lat temu, 9 października 2005 roku odbyła się I tura wyborów prezydenckich. Zanim to jednak nastąpiło, miały miejsce zdarzenia, których efekt motyla przerósł wszelkie oczekiwania. 28 czerwca 2005 roku Włodzimierz Cimoszewicz zdecydował się kandydować w wyborach. Cała lewica, duża i mała, poparła jego kandydaturę i szybko okazało się, że lewak stał się realnym kontrkandydatem wobec centroprawicowego Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska.1

Coś trzeba było z tym zrobić.

Pod koniec lipca tygodnik Wprost oskarżył Cimoszewicza o dopuszczenie się przestępstwa skarbowego. Dzisiaj nikogo już nie interesuje, że w 2009 roku Wprost przegrał sprawę w amerykańskim sądzie i musiał zapłacić 5 milionów dolarów odszkodowania.

Na kandydata lewicy padł cień.

Było to jednak wciąż za mało. Cimoszewicz bronił siebie i rodziny, odrzucił stawienie się przed komisją śledczą i choć sondaże się zachwiały, to nadal cieszył się największym poparciem. Wtedy do akcji wkroczyła Anna Jarucka. Posłużyła się fałszywym dokumentem i zmieniła oświadczenie majątkowe, złożyła fałszywe zeznania przed komisją ds. PKN Orlen, a wreszcie ukryła oryginał oświadczenia majątkowego, w ten sposób niwecząc nadzieje Włodzimierza Cimoszewicza na zostanie prezydentem. Dzisiaj nikogo już nie interesuje, że Jarucka została skazana za wszystkie te przewinienia, choć w moim odczuciu 1,5 roku w zawieszeniu na 5 lat świadczy o całkowitym upadku sądownictwa w Polsce.

14 września 2005 roku Włodzimierz Cimoszewicz ogłasza rezygnację z wyborów prezydenckich, a jego elektorat rozkłada się między pozostałych kandydatów.

Gdzie w tym wszystkim efekt motyla? A choćby w tym, że gdyby Jarucka nie złożyła fałszywych zeznań, Kaczyński nie zostałby prezydentem RP. Jeśli to za mało, to, kto wie, może nie doszłoby też do jego tragicznej śmierci w Smoleńsku?

Podobnie jak RAFi, ja również nie będę głosował na Bronisława Komorowskiego. Jestem zmęczony, że w tym kraju można głosować na „mniejsze zło" i wybierać ziemniaki tylko z dwóch worków (PO i PiS). Nie będę nawet starał się ukrywać, że jest mi przykro, że kandydatem lewicy nie jest Włodzimierz Cimoszewicz.

Ale owszem, kandydata lewicowego poprę. Choć zapewne tylko w I turze.


  1. Reszty nie liczę, bo… i tak się nie liczyła. ↩︎