W telewizji, radiu i internecie wrze, prasa rozpisuje się na prawo i lewo o tym, co dzieje się w Warszawie przed pałacem prezydenckim. Przyglądałem się temu z przymrużeniem oka i pomimo motywowania przez moją dziewczynę do napisania czegoś na ten temat od razu, odpuściłem. Poczytałem, co w tej kwestii mają do powiedzenia moi znajomi blogerzy,1 np. CoSTa w „Niewierzącym w państwie wyznaniowym", czy Waltharius w „Pułapce uczuć religijnych". Generalnie zgadzam się z tym, co zostało tam napisane, bo trudno byłoby mi się nie zgodzić, biorąc pod uwagę, że jesteśmy ateistami. To nie spojrzenie osób niewierzących na tę sprawę jest ciekawy. Bardziej interesujące są uwagi ludzi należących do tej samej wspólnoty wyznaniowej, co obrońcy krzyża.2 Np.:
to, co dzieje się pod pałacem, to niewątpliwie skandal, skandalem jest też to, kto za tym wszystkim stoi i ja też mam wrażenie, że poza histerykami są tam także ludzie upośledzeni co najmniej w stopniu lekkim.
a ja powtórzę przewrotnie za koleżanką: ci ludzie pod pałacem nie mają nic wspólnego z kościołem, z katolicyzmem – zasługują na ogłoszenie ich schizmatykami i obłożenie ekskomuniką.
Źródło: Walth’s World
Jak to pewien mądry ksiądz powiedział „ci ludzie pod krzyżem mają tyle wspólnego z katolicyzmem co talibowie z islamem" i sadzę że to wystarczy za komentarz, nie osądza sie wiary po ich „teoretycznych" wyznawcach to tylko ludzie :)
Źródło: CoSTa’s Family Page
Kasia i Biter (a było takich osób więcej) dość jednoznacznie i wyraziście odcinają się od osób protestujących. Trudno się dziwić, ja też na ich miejscu chciałbym wykazać, jak mało mnie z nimi łączy. Choć akurat nie mam tego problemu.
Rzuciło mi się jednak na myśl, że już gdzieś to słyszałem. Szczególnie część komentarza Bitera do tego nawiązuje — „ci ludzie pod krzyżem mają tyle wspólnego z katolicyzmem co talibowie z islamem". Czy nie to słyszeliśmy po atakach terrorystycznych przeprowadzanych przez islamskich ekstremistów? I dodatkowo wywodów prowadzonych przez brodatych facetów, którzy młodej pani w studio tłumaczą, że islam jest religią pokoju i podają na to dowody w postaci cytatów tych czy innych ustępów? Czy nie to słyszę teraz ja, kiedy czytam wypowiedzi księży czy osób krytycznie nastawionych do protestujących przed pałacem prezydenckim?
Nie zamierzam w żadnym wypadku określić wydarzeń sprzed pałacu mianem zamachu terrorystycznego, jednakże retoryka jest dokładnie taka sama. Były emocje doprowadzone do granic, groźby i samowolka. Nadal nie potrafię zrozumieć, w jaki sposób Ci ekstremiści uzyskali dokładnie to, co chcieli. Czy niczego się nie nauczyliśmy?
Kasia skupiła się na psychicznych problemach ludzi protestujących, chyba odrobinę zapominając, jak mocno wiara zakorzeniona jest w umyśle człowieka. Komuna i tępienie wiary przez kilkadziesiąt lat nie polepszyły tej sytuacji, a że protestującymi byli w dużej mierze ludzie starsi, żyjący właśnie w czasach PRL, naprawdę trudno im się dziwić, że uznali to za atak na krzyż.
Choć w moim ujęciu mogło to zabrzmieć nieco groteskowo, czy sarkastycznie, mój skromny ateistyczny umysł jednak pozwala mi zrozumieć ich motywacje i zapalnik do działania. Dlatego nie zgadzam się, że osoby protestujące przed pałacem prezydenckim mają jakiekolwiek problemy psychiczne — nie mają, to naturalny stan wszystkich osób wierzących, z tą jedynie różnicą, że posunięty do granic.
Nie zgadzam się też z tezą postawioną w obu komentarzach, tak przez Kasię, jak i przez Bitera, że Ci ludzie nie mają nic wspólnego z Kościołem rzymskokatolickim. Mają z nim wspólnego dokładnie tyle samo, co pozostali należący do tej wspólnoty wyznaniowej — czy Wam się to podoba, czy nie. Przede wszystkim zaś, to nie Wy decydujecie, nawet nie księża,3 kto należy do Kościoła, a kto nie.
Naprawdę ogłosić ich schizmatykami i obłożyć ekskomuniką, Kasiu? Za co? Za to że bronią, także Twojego, symbolu wiary? Byłoby co najmniej hipokryzją ze strony Kościoła, gdyby faktycznie wykonał to, co zasugerowałaś. Ale jestem pewien, że nie zrobi tego, choćby nie wiem, jak wielu innego zdania niż protestujący, katolików by się tego domagało.
Dlatego uważam, że jest to tylko czcze gadanie, takie napisanie, że „tamci katolicy są nienormalni i tak naprawdę, to w ogóle nie są katolikami" niczego nie wnosi, może jedynie sprawić, że osoba to pisząca poczuje się lepiej. Trzymając się jednak faktów — to katolicy postawili krzyż przed pałacem, a jedni katolicy chcą go przenieść, podczas gdy drudzy katolicy chcą go zostawić na miejscu. Wszyscy to jednak katolicy.
Mam co najmniej dwa, zupełnie inne pytania i znacznie więcej wątpliwości, niż rozwodzenie się nad stanem psychicznym protestujących, czy próbą rozwikłania, czy są to jeszcze katolicy, czy już nie. Pierwsza wątpliwość, to ostatnie zdanie z komentarza Bitera: „[...]to wystarczy za komentarz, nie osądza sie wiary po ich „teoretycznych" wyznawcach to tylko ludzie :)". Otóż trudno się z tym nie zgodzić, problem w tym, że zdaje się miałeś intencje wprost przeciwne od tego, w jaki sposób można to zinterpretować. Bo widzisz, dla mnie, osoby postronnej, ateisty, realisty i sceptyka, teoretycznie wierzącą osobą, jesteś Ty. Dlaczego? Bo działasz tylko teoretycznie, bagatelizując współwyznawców i określając ich niekatolikami. To jednak oni podjęli jakieś działania, które, de facto, są jak najbardziej zgodne z ich, a także Twoim, wyznaniem. Kto jest wobec tego tym „prawdziwie wierzącym"?
Pierwszy pytanie, jakie mi się nasunęło przy okazji całej tej afery nie brzmiało ani „dlaczego przemieszczać ten krzyż?" ani „dlaczego by go nie zostawić?" Nie, brzmiało: jak on się tam znalazł? Wiem, jak ważnym symbolem dla katolików, czy w zasadzie wszystkich chrześcijan, jest krzyż. Podejrzewam, że w zbiorowej manifestacji przed pałacem prezydenckim po katastrofie w Smoleńsku, brało udział wielu katolików. Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego zgodzono się postawić tam krzyż? Nie można po prostu było przynieść krzyżyka ze sobą? Albo wstąpić do pobliskiego kościoła? Albo zostawić religię w domu i tam oddawać cześć w stronę Mekki w intencji Lecha Kaczyńskiego?
Drugie pytanie już zadałem w tym tekście, ale powtórzę, bo warto: W jaki sposób Ci katoliccy ekstremiści uzyskali dokładnie to, co chcieli? Jak do tego doszło? Jak to jest w ogóle możliwe? W dzisiejszych czasach, kiedy tak dużo mówi się o ekstremistach, w niemal każdym wydaniu wiadomości się o nich wspomina, choć z reguły w odniesieniu do innej, nomen omen pochodnej, wiary? Doprawdy trudno jest mi w to uwierzyć. Ta słabość polityków udowodniła, że donośnym krzykiem, pięścią i groźbą można wszystko, bo polscy politycy to malowane lale, którym brak jaj.
Chyba, że są kobietami, wtedy mają zwyczajne niedobory testosteronu, ale im to akurat można wybaczyć.
Nie jestem zwolennikiem pacyfikacji i nie popieram idei „zamordyzmu", ale w tej sytuacji — oba uznałbym za słuszne, a nawet wskazane. Ciężko jest mi też wyjaśnić, dlaczego polskim politykom zabrakło odwagi w tej konkretnej sytuacji. Dlaczego? Dlatego, że instytucja, która z reguły zajmuje się obroną symboliki krzyża, była po stronie państwa, jednoznacznie odcinając się od protestujących. Jak to się więc stało, że nikt nie wydał polecenia oczyszczenia terenu, przeprowadzenia procesji nawet dookoła Warszawy i wstawienia krzyża na nowe miejsce?
I dlaczego protestujący domagają się jakichś deklaracji, na swoją korzyść, od polityków? Czym ich żądania są uprawnione? Dlaczego ktoś w ogóle podejmuje z nimi dyskusję?
Czy jeśli ja zacznę protestować przed pałacem prezydenckim, postulując zdjęcie wszystkich krzyży ze szkół i placówek publicznych, to też będę mógł się domagać od polityków jakichkolwiek deklaracji, czy też zostanę spacyfikowany, zignorowany lub zjedzony przez katolików?
Tych pytań i wątpliwości rodzi się wiele, niezrozumiałych dla mnie i, podejrzewam, wielu innych ludzi, decyzji politycznych jeszcze więcej. Religia jest tylko wiarą, nie ma żadnych dodatkowych przywilejów ani praw, a w szczególności do narzucania się ludziom, którzy tej wiary nie podzielają. To nie krzyż stanowi problem, tylko słabość tych wszystkich ludzi, którzy przegrali z garstką krzykaczy i wymachiwaczy rękami. Słabość państwa, polityków, Kościoła i księży.
Słyszałem już gadki o tym, że islam jest religią pokoju, a wszystkie zbrodnie, terroryzm i tak dalej, to tylko ekstremiści. Zawsze zastanawiałem się wtedy, jaki odsetek wyznawców tej wiary stanowią właśnie oni, ekstremiści?
Teraz też się nad tym zastanawiam. Protesty przed pałacem prezydenckim powinny dotyczyć nie przenoszenia krzyża w nowe miejsce, ale powinny były mieć miejsce już w czasie żałoby narodowej, kiedy ten krzyż się przed pałacem prezydenckim pojawił. Nie mogę też napisać, że nagle się okazało, że katolicyzm nie jest religią pokoju, bo wiadomo to już od bardzo dawna, ale mogę napisać, że nagle się okazało, że mamy problem z katolickimi ekstremistami.
I że nasi politycy hodują ten problem. Przyjdzie im za to jeszcze zapłacić, jestem tego pewien, ale może to ich czegoś nauczy, bo jedyne, co w najbliższych dniach będą mogli w koło powtarzać, to: powinniśmy byli wiedzieć lepiej.
Wszystkie te wydarzenia, emocje i tak dalej, nie miałyby miejsca, gdyby katolicy trzymali swoją religię w pokoju. Ale to jest od nich silniejsze, co każe mi sądzić, że problem ekstremistów w naszym kraju może w najbliższym czasie przybrać na rozmiarze. „Prawdziwi Katolicy" muszą zaś przy tym pamiętać, że brak reakcji teraz, kiedy jeszcze można coś zrobić i zmienić, może spowodować, że w przyszłości na każdego katolika będzie się patrzyło, jak na ekstremistę — tak, jak teraz patrzy się na wyznawców islamu w krajach zachodnich, czy u nas.
Tyle słowem podsumowania ostatnich wydarzeń i przestrogi. Jednocześnie zachęcam do podpisania petycji i choć sam ją podpisałem (i przecież zachęcam!), to doprawdy trudno mi uwierzyć, że w ogóle było trzeba powołać coś takiego do życia. Serio.
Link: APEL OBYWATELSKI O PRZESTRZEGANIE KONSTYTUCJI – ŚWIECKIE PAŃSTWO.