Kiedy byłem młodszy, bardzo mocno wierzyłem w legendy. W zasadzie, jako dziecko, każdy dorosły, o którym usłyszałem jakąś opowieść, stawał się dla mnie kimś w rodzaju postaci legendarnej. Nie chodziło jednak o bajki, jak o Smoku Wawelskim, nie, często były to zwykłe historie zwykłych ludzi. Z biegiem lat zacząłem dostrzegać, że wszystkie te postaci, to ludzie z krwi i kości, a wszystkie te legendy, to po prostu koleje ich losu. Nic nadzwyczajnego, ot, życie.
Choć naiwność przeszła z wiekiem, to pewien sentyment jednak pozostał. Chyba gdzieś w genach człowiek ma zakodowane by poszukiwać innych, lepszych od siebie i w pewien sposób znajdować dla nich specjalne miejsce w swoim życiu. To mogą być zupełnie prozaiczne sprawy, jak plakat na ścianie, mogą być też jednak nieco poważniejsze, jak kawałek palca w słoiku z formaliną.
Kto może być takim niezwykłym, specjalnym człowiekiem? Można by rzec, że każdy, ale wiadomo, że to nieprawda. Są ludzie, którzy po prostu nie nadają się do czczenia. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Taki na przykład seryjny morderca, dla normalnego człowieka, nie powinien stanowić przykładu do naśladowania. A jednak, znajdą się tacy, którzy mogą rozwodzić się nad technikami zabójstw, narzędziami, jakich użył i sposobów cięć, jakie wykonał, czy analizując miejsca dziur po kulach z pistoletu. Dla kogoś, pomimo etycznych blokad zamontowanych w naszych mózgach, może się to wydać w jakiś sposób ekscytujące i godne naśladowania, czy przynajmniej podziwiania.
Do najbardziej podłych zbrodni do jakich może posunąć się człowiek, zalicza się wszystkie dokonywane na dzieciach. Można by oczekiwać, że w dzisiejszych czasach, przy naszym rozwoju cywilizacyjnym, wszelkie tego typu zachowania będą eliminowane ze społeczeństwa ze skutkiem natychmiastowym, a jednostki dopuszczające się takich czy innych zboczeń (i/lub czegoś więcej), będą, przynajmniej, pociągane do odpowiedzialności prawnej. I nie tylko one, ale również Ci, którzy im, w ten czy inny sposób, pomagają. Jednak, ku mojemu zdumieniu, znajdą się tacy, którzy dostrzegą w tym coś oświecającego, oczyszczającego, niesamowitego i, nie bójmy się użyć tego słowa, świętego.
Nie ma wątpliwości, że ktoś, kto widział morderstwo i zna sprawcę, a potem celowo tai to przed policją, jest współodpowiedzialny za samo zabójstwo. Tak działa prawo i trzeba przyznać — ma to sens. Nie do końca wobec tego rozumiem, w jaki sposób można czcić i wyświęcać kogoś, kto wiedział i celowo tuszował masowe gwałty na dzieciach? Z moralnego punktu widzenia jest to czyn tak ohydny, że nawet nie da się go do niczego porównać ani odnieść. Nie „waży" on też mniej, niż morderstwo czy współudział, a jednak żadne procesy nie miały miejsca, żadne krzesło elektryczne nie wypaliło nikomu dziury w głowie, nikomu choćby nie amputowano genitaliów. Właściwie żadnemu sprawcy nic się nie stało, może poza drobnymi niedogodnościami związanymi ze zmianą miejsca pobytu.
Propagandowa krytyka prezerwatyw i zabranianie ich używania przyczyniło się (i nadal przyczynia) do rozprzestrzeniania AIDS nie tylko po Afryce, ale po całym świecie. Ktoś, kto ma autorytet i wie, że ludzie wierzący w jego słowa zrobią to, co im powie, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności prawnej za przyczynienie się do spowodowania śmierci milionów ludzi. Tutaj również, daleko szukać nie trzeba, znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że słowa te namaszczone są przez samego stwórcę, że jest to dobra droga, bo i tak mamy przeludnienie, a poza tym i tak powinno się żyć w celibacie.
Z moralnego punktu widzenia, każdy legendarny dorosły z mojego dzieciństwa, był godnym przedstawicielem tej, wymarłej dla mnie, kasty. Nie ma niczego legendarnego, niezwykłego i godnego naśladowania w postaci, która ma na swoich rękach masowe gwałty na dzieciach i śmierć milionów ludzi na całym świecie. Równie dobrze można byłoby zacząć beatyfikować Hitlera, Stalina, Mao Zedonga czy Che Guevarę. Człowiek ten jednak wypychany jest na piedestał, możliwe że stanie się świętym i trafi do watykańskiego panteonu — pytanie brzmi: takich samych „świętych", jak on sam?