Pamiętam, że ktoś opowiedział mi historię o kółku różańcowym, w którym modlono się przez kilka godzin, żeby przestał padać deszcz. I – o niesamowitości tego świata! – nagle przestał. Oczywiście zgryźliwi mogliby powiedzieć, że dużo łatwiej byłoby po prostu sprawdzić prognozę na smartfonie, ale byliby to niewątpliwie ludzie małej wiary. Co z przypadkami kiedy ludzie modlą się wprost przeciwnie, o to aby spadł deszcz, bo, dajmy na to, zabija ich susza, a deszcz, zgodnie z prognozą, ma jeszcze nie spaść przez kilka następnych miesięcy? Tego nie wiem. Może trzeba należeć do kółka różańcowego, żeby móc pojąć dlaczego bożek znalazł czas, żeby wyłączyć deszcz na niewielkim skrawku Europy Środkowej a nie znalazł go na włączenie na olbrzymich obszarach Afryki i Azji.

Może po prostu Europę lubi bardziej. Albo kręcą go kółka różańcowe. Wiadomo wszak nie od dziś, że umierający nie robią na nim żadnego wrażenia.

Wychowałem się w rodzinie ateistycznej, nie mam chrztu, nie przystępowałem do żadnych komunii i innych tego typu wymysłów. Z pewnym więc zaciekawieniem rzuciłem okiem na artykuł “Nie poszedłem do komunii: koledzy mówili, że jestem dziwny i żalowy” – moje dziecko nie jest katolikiem,1 żeby niejako porównać ewentualne zmiany, jakie miałem nadzieję zaszły.Nie było czego porównywać, bo materiał był za krótki, a same odczucia dzieciaka zostały sprowadzone do jednego cytatu. Rozumiem, że odczucia rodzica też są istotne, ale nie są ważniejsze od tych spisanych przez osobę dotkniętą bezpośrednio. Olałbym resztę, ale doczytałem dopisek “red.nacz.” i od razu mnie ruszyło:

[…]czy dziecko, które nie jest katolikiem i wychowuje się w rodzinie niewierzącej jest automatycznie “ateistą”"? Chyba nie. Ateizm wymaga świadomego wyboru, określenia swojego światopoglądu w sposób, który wykracza poza możliwości dziecka.

Dlaczego “chyba nie”? Dlaczego ateizm wymaga świadomego wyboru, a religia nie? Dlaczego mówimy o małych katolikach idących do komunii, a nie możemy mówić o małych ateistach do niej nie idących? Z czego dokładnie miałaby wynikać różnica?

Ateizm wykracza poza możliwości dziecka, ale to nawet dorosłym katolikom mówi się, że “nieznane są ścieżki”. Gdyby wziąć i postawić obok siebie oba światopoglądy, to ten religijny jest bardziej zagmatwany i absurdalny, nie wspominając o całkowitym oderwaniu od rzeczywistości.

Ze wszystkich książek na świecie, Biblia jest ostatnią, jaką czytałbym swojemu dziecku.

Ludziom wierzącym wydaje się, że religia to coś naturalnego, tak prostego, że nawet dziecko to zrozumie. Tyle, że bez indoktrynacji od niemalże momentu poczęcia, nie jest to prawdą. Jeśli od niemowlęctwa nikt nie wbija ci młotkiem do głowy bzdur, to nigdy nie staną się on prawdą objawioną.

Dlatego nie zgadzam się ze zdaniem, że odrzucenie religii powinno być bardziej dojrzałą decyzją, niż jej przyjęcie. Jeśli dajemy rodzicom prawo do narzucania swoich religijnych wymysłów swoim dzieciom, to nie można dyskryminować w tym względzie również osób niewierzących.

Osobiście marzy mi się świat, w którym nie ma małych katolików, muzułmanów etc., a zamiast tego są szkoły, w których naucza się o religiach (wszystkich i/lub tych “najważniejszych”)2 – bez indoktrynacji, bez przymusu. A potem, w wieku dojrzałości, żeby te osoby mogły wybrać swoją religię (lub jej brak) same, świadome wszystkich za i przeciw, bez cudów niewidów.


  1. “Nie poszedłem do komunii: koledzy mówili, że jestem dziwny i żalowy” — moje dziecko nie jest katolikiem↩︎

  2. Choć przyznać mi trzeba, że nie byłoby to zadanie łatwe – kto decydowałby o programie zajęć, kto by te zajęcia prowadził, kto decydowałby o nadawaniu rangi ważniejszych religii etc. Tak czy siak, zdaje się, że w niektórych krajach takie lekcje religii już się odbywają, więc… da się. ↩︎