Naszło mnie nostalgiczne odprężenie. Oto wieczór po dniu, czy może po nocy w którą działo się wiele. I nie mam na myśli ilości alkoholu (: Tak czy siak, w tle leci Led Zeppelin – D’yer Mak’er i czuję jak w mojej bani tworzy się pomysł. Na chwilę zabieram Was o tutaj, ze sobą. Idziesz ulicą, zimny wiatr wieje Ci w twarz. Poważnie zaciskasz zęby, bo doskonale wiesz dokąd zmierzasz. Aby było bardziej patetycznie, dorzucimy jeszcze deszcz. To nie przeszkadza bo w tle jest to coś – tak, w tle jest muzyka. Czujesz jak przeszywa każdą Twoją kończynę, jak wypełnia pustkę umyśle. Nie skupiasz się wcale na zimnie, na tym że trampki Ci przemoczyło i każdy Twój krok robi śmieszna flak. Kogo to obchodzi? Każdy jest owinięty, otoczony i wygłuszony(?) swoją własną ścieżką, zmieniającą się w zależności od Twojego nastroju. Zawsze idealną na aktualną porę.

Chcę swoją ścieżkę. Chciałbym bardzo takie techniczne rozwiązanie. Wiem, że to nadałoby życiu odrobinę sztuczności. To cena jaką jestem skłonny zapłacić. Wiem, że są odtwarzacze mp3, ale wtedy trudno jest z kimś np. rozmawiać. Chodzi o tło. Muzyka w tle, idealnie przytłumiony lub podniesiony w zależności od sytuacji. Jak to powiedział Jim Carrey w „Telemaniaku"? Życie jest do dupy bez ścieżki dźwiękowej? Coś w tym jest.

Miłego wieczoru! (: