Rodman Philbrick jest mi całkiem obcym pisarzem. Nie znałem wcześniej żadnej z jego książek, a pierwszą która dostała się w moje niecne ręce stał się Dziewiąty Krąg (ang. Nine Levels Down). Wynika z tego, że to nie za dobrze, bowiem książka zarządziła. Ale niech no zacznę od początku.
Odnoszę ostatnimi czasy, nie wiem czy słuszne, wrażenie, iż największą bolączką autorów jako takich jest wcielanie się w rolę płci przeciwnej. Pomyślałbym sobie, że to normalna sprawa, gdyby nie Dolores Claiborne Stephena Kinga.
Takie wnioski wysnuwam ze względu na całkiem niedawno przeczytane książki – Philip K. Dick w opisie kobiet niemal zawsze podkreślał, że są one piękne, inteligentne i przewyższające „samców” we wszystkim, co robią. Czasami odnosiłem wrażenie, że sam autor bał się opisywanych żeńskich postaci. Z kolei Janusz Leon Wiśniewski postawił na wrażliwość, emocjonalność etc. Ostatnie trzy autorki, jakich książki miałem okazję czytać (Historyk i Księga Imion). W Historyku główny bohater był szarmanckim dżentelmenem, historykiem bez wiedzy, a przede wszystkim człowiekiem pchającym się wiecznie w kłopoty z powodów sercowych. I nie chodziło o arytmie. Z kolei w Księdze Imion kilka męskich postaci odbiegało od siebie, ale niezmiernie łączyło je jedno – mdłość. Każda postaci płci męskiej pozbawiona była wyrazu.
William R. Dantz (pseudonim artystyczny Rodmana Philbricka) zaskoczył mnie. Nie chodzi tylko o klimat jaki stworzył w książce, chodzi również (czy może przede wszystkim) o kreację postaci. Nie chcę wiele zdradzać, gdyż książka wywarła na mnie wielkie wrażenie i polecam ją uwadze wszystkim lubiącym dobre thrillery; Niemniej jednak pani psycholog stworzona została jak pani z krwi i kości, podobnie rzecz się ma z pozostałymi, męskimi postaciami – te przeważały w książce. Akcja dzieje się we w miarę współczesnym Nowym Jorku, ale większość akcji dzieje się w zapomnianych podziemnych trasach metra, kanałów burzowych i pospolitych ścieków. Więcej nie napiszę (:
MWS: 9/10