Ferie, co prawda, nie trwały długo, ale coś nie coś sobie poczytałem. „Strefa Śmierci" / „Martwa Strefa" (spotykałem się z obydwoma tytułami, pozwolę więc sobie posługiwać się nimi naprzemiennie) trafiła w moje niecne ręce trochę przypadkowo – zainteresowałem się starą i wymiętoloną przez czas książką z dziwną, „podwójną" okładką (odsyłam do wydania I z 1993 r.) za 75.000 zł. Dość gruba, liczy sobie ok. 460 stron, została mi pożyczona przez my girlfriend. I dobrze się stało.
Książka opowiada losy na kilku różnych frontach, z kilku różnych perspektyw. Jak to u Stephena Kinga bywa, wszystkie one zostają rozwiązane po drodze lub łączą się na końcu tworząc nieoczekiwane zakończenie. W iście mistrzowskim stylu, należy dodać.
Akcja ma miejsce, głównie, w latach siedemdziesiątych. Podoba mi się realistyczne osadzenie wymyślonych miejsc, tak dobrze opisanych, że aż chciałoby się tam pojechać i fikcyjnych postaci, tak plastycznych, że aż chciałoby się ich dotknąć. Oprócz tego wszystkiego, można natrafić na charakterystycznych dla tamtego okresu wykonawców muzycznych, jak The Beatles, Ramones, Bruce’a Springsteena i innych.
Sama fabuła jest wciągająca, czyta się szybko i z przyjemnością, a kiedy trzeba się od lektury oderwać – myśli się o tym, jak też akcja dalej się potoczy. Zdecydowanie polecam!
Aż ciśnie się na palce, żeby napisać – King to King (:
MWS: 3/3
Opis skrócony: S. King, Strefa Śmierci, przeł. K. Sokołowski, Wyd. I, Gdańsk 1993.
ISBN 837186020X