Niektórzy zapewne pamiętają jeszcze, nie tak znowu bardzo dawny, wpis z ankietą, w której padło pytanie: „Jaką dystrybucję, jeśli nie Debiana?" Pierwsze miejsce zajął tam Arch Linux, drugie Fedora, a na trzecim uplasowało się OpenSUSE. Oczywiste należy pamiętać, że ankieta pozbawiona została nie tylko samego Debiana, ale również wszystkich na debianie opartych dystrybucji, w tym Ubuntu.
Jak też powszechnie wiadomo, używałem przez bardzo długi czas Xfce. Lubię to środowisko z trzech względów – jest lekkie, nie wymaga żadnego menadżera logowania (dzięki czemu można zastosować autologin via rungetty) i korzysta z GTK+. Ten przesadny minimalizm jednak zaczął mi trochę doskwierać, a przybrało to na sile w momencie, kiedy obejrzałem kilka filmików z nowościami w GNOME 2.22 (choć część z nich pojawiła się zapewne już we wcześniejszym wydaniu).
Filmiki można znaleźć tutaj, szczególnie do gustu przypadł mi GVFS, z którego korzystam teraz do łączenia się via SSH lub FTP na okrągło.
Zgadza się, doszedłem do wniosku, że czas najwyższy zmienić środowisko graficzne, słowem – wrócić do GNOME. Stwierdziłem jednak, że może warto byłoby pójść o krok dalej? Ściągnąłem Fedorę (9) i OpenSUSE (11.0), oba zainstalowałem w VirtualBoksie i zdecydowałem, że przesiadam się na tę pierwszą.
Podobnie jak kiedyś, Fedora nie wytrzymała próby przesiadki. GNOME działa bez zarzutu, nowy „zarządca pakietów” (PackageKit, zdaje się, że ten sam występuje w OpenSUSE?) działał nawet sprawnie, cały Yum zrobił na mnie w miarę pozytywne wrażenie. W miarę bo do Apta w prędkości działania jeszcze wieeeeeeeeele mu brakuje, o radzeniu sobie z zależnościami na miarę Aptitude nawet nie wspominam. To wszystko i wiele więcej nie był w stanie zrekompensować zunifikowany wygląd, integracja nowych narzędzi w środowisko i tak dalej. Są pewne rzeczy, do których każdy wcześniej czy później przywyka. I ciężko jest odwyknąć. Bardzo ciężko.
Dlatego też Debian wrócił. Przy okazji przetestowałem sobie graficzny instalator – działa bez zarzutu. Wciąż gnomowi troszkę brakuje do pełnego „wprowadzenia” w dystrybucję, nie wszystkie narzędzia też działają jak trzeba, ale… Debian to Debian (:
Z testowanych dystrybucji do gustu przypadł mi nowy Gilouche z OpenSUSE 11.0, który wraz z ikonami pozwoliłem sobie ukraść (a co!? :D). Aktualnie zaś korzystam z Clearlooks-Colors (sic!), ale o tym to przy okazji jakiegoś Shota! [: