Chyba nie ma użytkownika Internetu, któremu o ucho choć nie obiła się nazwa Last.fm. To jeden z tych serwisów, który absolutnie zaskarbił sobie moje serce pomysłem, wykonaniem itd. Ostatnio internetowy światek obiegła informacja, iż jedna z jego podstawowych funkcjonalności (radia, konkretniej) stanie się płatna. Nie będę specjalnie rozwodził się nad konkretami, bo te każdy sam może przeczytać w oficjalnym ogłoszeniu na blogu Last.fm, czy na licznych blogach (np. u Pakosa, czy Rafiego).

Kontrowersyjny okazał się przytoczony przeze mnie poniżej cytat, a konkretniej podkreślona jego część:

W celu zapewnienia najlepszej usługi radiowej, musimy poprosić naszych słuchaczy z krajów poza USA, Wielką Brytanią oraz Niemcami, o subskrypcję w kwocie 3,00€ na miesiąc.

Co do cholery? Czemu Usańczycy, Brytole i Germanie nie muszą płacić, a my musimy?

Ponieważ sprawa nie została oficjalnie wyjaśniona, można sobie trochę pogdybać. Zdrowy rozsądek podpowiada, że w USA, WB i Niemczech jest po prostu więcej ludzi, którzy… wykupują subskrypcję. Abstrahując od samej przyczyny takiego stanu rzeczy (większy kraj, więcej ludzi, więcej ludzi z dostępem do internetu, wyższe zarobki etc.), wcale się takiemu posunięciu nie dziwię, ba!, uważam je za jak najbardziej słuszne. Gdybym stworzył tak popularny serwis jak Last.fm i dostrzegł wyraźny dysonans w zamawianiu subskrypcji między USA, WB, Niemcami a wszystkimi pozostałymi krajami, które z tegoż serwisu korzystają, też bym darmozjadów do płacenia zagonił, a jak!?

Z drugiej jednak strony myślę sobie, że jeśli przez tyle lat Last.fm prosperował bez potrzeby zmuszania kogokolwiek do wykupowania subskrypcji, to co się zmieniło? Hasło kryzys zamiast coraz bardziej mnie straszyć, coraz bardziej mnie irytuje. Ale może to być, że chłopaki muszą się jakoś ratować i wpadli na pomysł, że wyłączenie głównej funkcji, dla jakiej powstał ten program i serwis, ludziom, którzy nie płacą, może przynieść zysk.

Idąc dalej w luźnych rozważaniach, aż ciśnie mi się na usta powiedzenie: „Polak potrafi". Niedawno można było zaobserwować zastraszającą liczbę niewyświetlanych filmów na YouTube. Rozwiązanie się znalazło. Na nowy problem też znajdzie się lekarstwo, może nawet to samo? A nawet jeśli nie, to zawsze znajdą się inne rozwiązania, być może bardziej radykalne, jak całkowita rezygnacja z korzystania z serwisu i znalezienia jakiegoś substytutu?