Cytując samego siebie — to już chyba rekurencja? :P — z wpisu z przedwczoraj: „Wrażenia z pewnością pojawią się na blogu (:" Z tą samą pewnością właśnie się pojawiają. Jako, że widowisko nieco mnie odchamiło, wspaniałomyślnie postanowiłem dać pierwszeństwo podzielenia się wrażeniami z występu Kasi (:

Kate

Zacznę od plusów:

  • wspaniałe widowisko, ofkors :)
  • duża ilość miejsc na widowni;
  • przerwa w połowie;
  • możliwość zakupienia płyty DVD z występem;
  • cudowna, poruszająca muzyka (szczególnie duet skrzypaczek — „Duelling violins");
  • tancerz, który odgrywał główną rolę Pana Tańca poradził sobie znakomicie, chociaż mniej „błyszczał";

Teraz minusy:

  • mała scena (ale to minus kierowany raczej do organizatorów) przez co wrażenie nie było tak duże jak np. przy ich występie w londyńskim Hyde Parku;
  • płyta DVD za 150 zł :D
  • za krótko ^^
  • znacznie zmniejszona ilość tancerzy :<
  • za największy minus uważam jednak brak jakiegoś telebimu, który pozwalałby na ujęcia z góry, albo na bardzo bliskie zbliżenia np. stóp tancerzy etc.;

Lord of the Dance w Hali Stulecia

Nie da się ukryć, że widowisko robi wrażenie. Mieliśmy niezłe miejscówki, choć mogło być troszkę bliżej. Nagłośnienie, co pozytywnie mnie zdziwiło, było bez zarzutu. Nie mam pojęcia ilu było widzów, ale wydaje mi się, że trochę miejsc wolnych można było dostrzec tu i tam. Dobrze, że była dwudziestominutowa przerwa, w której można było się odświeżyć, coś przekąsić i czegoś się napić.

Można było też dostać płytę DVD z zapisem występu… za 150 PLN. Poważnie. Dla porównania, bilet na naszą miejscówkę kosztował 120 PLN, a najnowsze przygody Jamesa Bonda „Quantum of Solace", wydane na nośniku Blue-ray, kosztuje 110 PLN. Nie mam pojęcie skąd taka przebitka, naprawdę. Rozumiem, że można być pod wrażeniem tego widowiska, ale bez przesady :D

Wielka szkoda, że całość nie trwała dłużej, bo oglądało się z zapartym tchem, a dłonie aż puchły od klaskania. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze kiedyś okazję wybrać się na to lub jakieś inne widowisko Michaela Flatley’a, ale gdzieś na powietrzu i z dużą sceną (:

Reasumując — było super i bardzo gorąco polecam!