Tradycyjnie (2005, 2006, 2007, 2008, 2009), choć z jednodniowym poślizgiem, na moim blogu ląduje podsumowanie i rzut oka na nowy, 2011 rok. Podobnie jak poprzednim razem, podzieliłem rok na kwartały, w których pokrótce opiszę najważniejsze wydarzenia z 2010, po czym przejdę do planowania i przewidywania na bieżący rok (:
Styczeń, luty, marzec, kwiecień
Pierwszy miesiąc Nowego Roku rozpocząłem od opróżniania WordPressowego brudnopisu z zaległych recenzji książkowych. W ten sposób na blogu wylądowała „Istota i pochodzenie życia" Francisa Cricka, „Wzory kultury" Ruth Benedict i „Shantaram" Gregorego Robertsa. Pojawia się też pierwszy wpis muzyczny traktujący o supergrupie rockowej The Dirty Mac. Pod koniec miesiąca na łamach bloga ląduje pierwsza recenzja gry autorstwa Katie — Dragon Age: Początek. Z bardziej technicznych wpisów, można znaleźć siódme wydanie serii 3 Apps, opis instalacji Thunderbirda w wersji 3.0 w systemie 64-bitowym na przykładzie Debiana oraz inaugurujący nową serię — 5 świetnych zrzutów.
Luty rozpoczął się “po kucharsku” — Cukiniowe racuchy]. Jako że ostatnio z Katie sporo sami gotujemy, to mogę śmiało zapewnić, że wpisów kucharskich powinno pojawić się więcej. Po nieco zapomnianej sesji (pamiętam, że był tam egzamin z Gramatyki historycznej, który zdałem na raty1 i że mieliśmy jakiś drobny poślizg z zaliczeniem ćwiczeń z HLP), poleciałem w odwiedziny do brata. Poświęcam parę zdań nowej planecie Debiana i przybliżam Debiana GNU/kFreeBSD. Jakby echem 2009 roku pojawiają się dwie recenzje książek — Darwin. O powstawaniu gatunków: biografia (by Katie) oraz Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa. Zawitały też recenzje filmów — Avatar oraz najsmaczniejszy film roku Julie & Julia.
Marzec rozpoczął się od wypadu na Alicję w krainie czarów. Nie był to może seans marzeń, ale niezadowolenie mogę śmiało zrzucić na polski dubbing. Na łamy bloga powraca seria Nie wierzę… — choć udało mi się oddzielić ją od uczuć religijnych, to nie przetrwała próby czasu i póki co, ponownie zaniknęła. W krótko i na temat robię pierwsze kroki w kierunku stworzenia Debianowego PPA poruszając kwestię budowy pakietów z najnowszą wersją silnika Gtk Murrine. Katie zamieszcza dwie recenzje — jedną dwóch filmów, Zmierzch i Zmierzch: Księżyc w nowiu, drugą książki — Ewolucja jest faktem. W ramach dodatku stworzyłem tapety dla systemów Debian i Ubuntu.
Blog milknie na pierwszych 18 dni kwietnia, kiedy to publikuję Nie udawajmy, że istniejemy gdzie indziej — zawoalowany komentarz do bieżących wydarzeń (tragedia Smoleńska i reszta szopki). Dwa dni później, we wpisie organizacyjnym, piszę o przenosinach na Rootnode oraz planach upublicznienia mojego PPA. Po recenzji filmu i książki o przygodach Sherlocka Holmesa, przychodzi w końcu pora na oficjalny start HDPPA.
Maj, czerwiec, lipiec, sierpień
Maj rozpoczął się od gorącej dyskusji w komentarzach do recenzji książki Rozplatanie tęczy (by Katie). Później postanowiłem skomentować zbliżające się, przedterminowe wybory prezydenckie. Później już pozostawiłem po sobie dwie recenzje filmów Woody’ego Allena.
Efekt motyla był w zasadzie wylaniem z siebie żalu, że nie ma porządnych polityków w tym kraju, a jeśli już jacyś się znajdowali, to ich niszczono. Pozostając przy polityce, poruszyłem kwestię partii politycznych we wpisie Być przeciw PiS ≠ być za PO. Krótko i na temat, na prośbę jednego z czytelników, napisałem o podziale dysku. Zamieściłem też recenzję filmu i książki Portret Doriana Graya.
Nastał lipiec i Katie szykowała się już na egzamin licencjacki,2 podczas gdy ja, wiedziałem już, że nie podejdę do niego wcześniej niż we wrześniu — miałem do zaliczenia jeszcze ćwiczenia z HLP i do oddania parę prac pisemnych. Wybraliśmy się do kina na kolejną część sagi Zmierzch, później opisałem wschodzącą i szybko spadającą gwiazdę Sezen, a na koniec Katie zamieściła recenzję dodatku do The Sims 3 — Kariera.
Motywowany czytanym wówczas „Trzecim szympansem" Jareda Diamonda i bieżącymi wydarzeniami, podjąłem po raz kolejny temat religii w naszym kraju. „WaMPETERami, FOMą i GRaNFaLONami" powróciłem do czytania Kurta Vonneguta, sięgnąłem również po „Regulamin tłoczni win" Johna Irvinga, a na koniec miesiąca zrecenzowałem najnowszą płytę Godsmacka. Po drodze, 14 sierpnia wybraliśmy się na ślub i wesele naszego przyjaciela z roku, Adama. Bawiliśmy się przednio i mamy nadzieję, że jego małżeństwo będzie równie udane, jak wesele.
Dwa dni po weselu, 16 sierpnia, wyruszyliśmy z dworca PKS we Wrocławiu na wakacje do Bułgarii. Chciałbym móc napisać wiele pozytywnych wrażeń i opisać niezapomniane wspomnienia, ale byłyby to kłamstwa. Końcówka tego kwartału była bardzo ciężka, a kolejne dni w Rawdzie zamieniały się w coraz większy koszmar. Aby nie rozwodzić się nad czymś, o czym nie warto napisać nawet paru słów, wspomnę jedynie, że zwiedziliśmy tylko Nesebyr. W planach mieliśmy też wizytę w Istambule, ale z przyczyn (ekhem!) zdrowotnych się nie udało. Powrót do Polski to już był koszmar na jawie i chcieliśmy to mieć po prostu za sobą. Przy tej okazji, odwrotnie niż po wakacjach w Lloret de Mar, odradzamy firmę FunClub. W wycieczce na wschód byli po prostu poniżej krytyki.
Wrzesień, październik, listopad, grudzień
Nastał wrzesień, w którym oblałem ustne zaliczenie ćwiczeń z HLP i tym samym skazałem się na powtarzanie 6 semestru na III roku. W połowie miesiąca opublikowałem pierwszą część stawiania serwera na przykładzie Debiana i łącza DialNet, którą później uzupełniłem częścią drugą (część trzecia zaległa póki co w brudnopisie). Po drodze odniosłem się do słów wypowiedzianych przez obecnego papieża i wystąpienia Richarda Dawkinsa w odpowiedzi na nie.
W październiku skupiłem się na intensywnych poszukiwaniach pracy, ale bez rewelacyjnych rezultatów. Wybraliśmy się też na Incepcję.
W listopadzie Katie wrzuca dwie recenzje — sagi Zmierzch oraz drugiego dodatku to The Sims 3 — Po zmroku. Pod koniec miesiąca publikuję recenzję rewelacyjnego filmu Mała miss.
Grudzień przebiegał spokojnie i skupiłem się bardziej na anglojęzycznych publikacjach na blogu i tumblrze. O moim Debianowym PPA zrobiło się nieco głośniej przy okazji publikacji na stronie OMG! Ubuntu! wpisu o Rhythm-e. Koniec roku dopełniłem recenzją najnowszego Harrego oraz podejmując temat budowania pakietów dla Debiana przy okazji tłumaczenia tekstu Juliena Valroffa. Na pewno nie był to ostatni wpis tego typu, jaki zawitał na HB.
Jaki był 2010 rok?
2010 rok miał stać pod znakiem Fryderyka Chopina i chyba nawet tak by się stało, gdyby nie katastrofa Smoleńska. Przyćmiła wszystko, nawet kolejne powodzie, czy przyspieszone wybory prezydenckie. Polacy jednak uwielbiają takie okazje — wtedy mogą pokazać całemu światu, jacy są biedni. Martyrologię mamy już chyba wpisaną w genach, a ponad tygodniowa żałoba narodowa tylko to potwierdza. Trudno uwierzyć, ale po odstrzeleniu głowy JFK, w USA wprowadzono… jeden dzień żałoby narodowej. Po zamachach na WTC (2752 zabitych) tych dni było trzy. Wiadomo jednak, Amerykanie to nie Polacy, Amerykanie wolą działać, złościć się i szukać pomsty, Polacy natomiast uwielbiają załamywać ręce, upijać się z rozpaczy i użalać nad sobą w pijackim zwidzie. No, cóż.
Po otępieniu, jakie dotknęło cały kraj i kiedy wszystkie szczątki LK zostały już wpakowane na Wawel, pojawiła się konsternacja i niesmak. Oto JK poczuł się w obowiązku być równie ważnym, jak jego brat i też zechciał zasłużyć sobie na pochówek w Krakowie. Nie wyszło, na całe szczęście, trudno bowiem nie doszukiwać się w nim pewnych zapędów totalitarnych i kto wie, dokąd nawet z odrobiną władzy by Polskę zaprowadził. Jedno nie ulega wątpliwości — nasze stosunki z Rosją stałyby się niewyobrażalnie wręcz napięte.
W życiu był to niezwykle ciężki rok, szczególnie zaś ostatni kwartał (choć pierwsze dwa też były trudne, to jednak było wiele dobrych chwil i momentów). Na studiach zawaliłem, wakacje nie wypaliły i tylko jakoś tak techniczna strona trzymała fason. Byłem na kilku bardzo budujących rozmowach kwalifikacyjnych, w trakcie których wiele się nauczyłem. Faktem jednak jest, że nadal pracy szukam i idzie to niezwykle opornie. Bywa i tak, prawda.
Cieszę się, że HDPPA ucieszyło się sporą popularnością. Może to też kwestia czasu w jakim się pojawiło, bo skorelowało się to z wydaniem LMDE. Udało mi się też pisać w miarę regularnie w anglojęzycznych miejscówkach, nie zaniedbując tak bardzo HB.
W życiu, poza zawalonymi studiami i poszukiwaniami pracy, układało się różnie — czasem gorzej, czasem lepiej. Z Kasią 12 grudnia stuknęła nam trzecia rocznica. Nie celebrowaliśmy tego hucznie, ale, tradycyjnie, wręczyliśmy sobie z tej okazji drobne upominki. Jako że moja mama poleciała na święta i Nowy Rok do mojego brata do Cardiff, na tych niemal dziesięć dni Kasia się do mnie wprowadziła. W ten sposób zrobiliśmy sobie święta w stylu ateistycznym (t.j. brak świąt), a Nowy Rok przywitaliśmy kameralnie z dobrym szampanem, winem i wyjąc do karaoke.
Zapowiedzi:
Jako, że nie udało mi się zrealizować wszystkich planowanych na 2010 rok, postanowiłem przenieść ja na 2011:
- Nowa seria: „Kapela wszech czasów: The Beatles", w której we współpracy z moim bratem postaramy się przybliżyć zespół, jego historię i muzykę. Planowanych jest 6+ wpisów. Inspirowane serią „30 lat bez Króla" na silva rerum.
- Reaktywacje: serie „Kulturka musi być" oraz „Nie wierzę…", przede wszystkim popracować nad ich regularnością (lub jakąś ustalić, po prostu).