Tak oto minął nam pierwszy miesiąc w Nowym Roku. To zaskakujące jak czas potrafi szybko biegać. Kiedyś skurczybyk wlókł się noga za nogą – teraz jest, co robić i jest go jak na lekarstwo, to sunie jak po autostradzie. Generalnie wszelkiego rodzaju podsumowania robi się raczej pod koniec roku, a nie w drugim miesiącu. Chyba, że jest to podsumowanie miesiąca ubiegłego – czego właśnie dotyczyć będzie ta notka.

Praca. Tak, przez bardzo długi czas było to jednym z moich największych zmartwień. Po nowym roku postanowiłem się jednakże wyluzować. Ma to swoje dobre, jak i złe strony. 1) działam bardzo spokojnie i opanowanie, dzięki czemu dokładnie i bez większych wpadek czy pomyłek; 2) mam baaaaardzo niską skuteczność AKC. Aby nie zagłębiać się w szczegóły, których zdradzać, zgodnie z umową o pracę, nie mogę, miałem przez pierwsze dwa tygodnie miesiąca na poziomie 15,38% – minimum to 65%… Miesiąc skończyłem z 32% (także i tak się jako tako pozbierałem, choć do minimum mam baaaardzo daleko). Najważniejsze, iż sytuacja się ustabilizowała. Przynajmniej jako tako. Odeszły dwie osoby, co bardzo obniżyło morale pozostałych pracowników. W tym moje własne. Aktualnie z optymizmem i podniesioną głową patrzę w przyszłość. Wszak nie na tej jednej pracy świat się kończy (:

Życie. Raz na wozie, raz pod wozem. Kolejny raz przekonuję się „w praniu", iż jeszcze daleko mi do umiejętnego panowania nad emocjami. Od doła do wkurwienia, od niechęci do czynienia. Nie umiałem niestety oddzielić wpływu pracy na życie i odwrotnie. Kilka dni temu, o czym pisałem, doszło mi ładne wyznanie mojej pięknej i tak się siakoś mijamy od tamtego czasu. Końca raczej nie widać, choć teraz patrzę na to już przez palce. Jeśli komuś nie zależy, mnie na kimś zależeć nie będzie tym bardziej. To jak winda – działa w dwie strony.

O szkole już pisałem. Jestem teraz w takim trochę dziwacznym położeniu – trwam na kilku frontach, jakby zawieszony w próżni. Moja praca wisi na włosku, mój związek wisi na pociętym na strzępy włosku, moja szkoła, aktualnie, nie ma nawet włoska. A mimo to pozostaję optymistą. To chyba najważniejsze… No, chyba że głupie ;)