W ostatnim wpisie poświęconym moim ateuszowskim wynurzeniom (cytat za radious), zwróciłem uwagę na polskie prawo, które zawiera w sobie artykuł, mówiący o obrazie uczuć religijnych. Po szczegóły odsyłam tutaj. Napisałem w nim również, że nie zamierzam szanować czyjejkolwiek wiary, co spotkało się, z niespotykanym dotąd na łamach mojego bloga, ruchem oporu. Pojawiło się kilka problemów czytania ze zrozumieniem, pojawiło się trochę odskoczni od głównego tematu, pojawiło się kilka niejasności, które chciałbym rozwiązać i rozwiać.

Panuje w Polsce dość ponura wizja ateisty. Jest to osoba, która nie chodzi do kościoła, twierdzi po cichu, że nie wierzy w Boga, niebo itd., ale na głos mówi, że jest agnostykiem, deistą czy czymś w tym rodzaju, bo nie chce urazić osób wierzących. Łatwiej wyprzeć się kościoła, to nie jest takie straszne i nie robi na ludziach (przynajmniej na większości z nich) wielkiego wrażenia — grunt, że wierzy lub nie wyklucza istnienia Boga. Problem pojawia się, kiedy ten ateista głośno i wyraźnie formułuje swoje twierdzenia, a przybiera to jeszcze gorszy rozmach, kiedy ten ateista zaczyna nie tylko wyrzekać się religii, ale przestaje darzyć je należytym im szacunkiem.

Aby uwypuklić sens tej wypowiedzi, powtórzę jaki ateista jest dobry dla osób wierzących: siedzi cicho, nie kwestionuje istnienia Boga, darzy należytym szacunkiem sacrum, tak naprawdę to jest agnostykiem i w głębi duszy czuje się gorszy, od osób wierzących, bo nie doświadcza tych misternych i tajemniczych kontaktów z Bogiem, jakiekolwiek by one były.

Kim więc staje się jawny ateista, ktoś kto mówi, że nie darzy szacunkiem żadnej religii, że nie wierzy w Boga, że brak dowodu na istnienie istoty nadprzyrodzonej nie jest dowodem na jej istnienie, który uważa że należy udowadniać w sposób naukowy rzeczy, które istnieją, a nie które zostały wymyślone przez prostaczków dwa tysiące lat temu, wreszcie który otwarcie dyskutuje z osobami, które na siłę próbują udowodnić mu, że tak naprawdę, jest wyznawcą nowej religii? Ten rodzaj ateisty staje się kimś nowym — staje się ateistą fanatykiem.

Kto to jest fanatyk? Za słownikiem języka polskiego:

  1. «osoba żarliwie wyznająca jakąś ideę lub religię, skrajnie nietolerancyjna w stosunku do zwolenników innych poglądów»
  2. «o kimś, kto z pasją oddaje się jakiemuś zajęciu lub jest czyimś zagorzałym wielbicielem»

W porządku. Kim jest ateista, wobec tego? Za słownikiem języka polskiego:

ateizm «pogląd zaprzeczający istnieniu Boga»

Ale to zbyt drobne znaczenie, dlatego sięgniemy jeszcze do Wikipedii:

Ateizm – pogląd odrzucający wiarę w istnienie boga lub bogów. Ateizm tłumaczy zjawiska świata bez odwoływania się do przyczyn nadnaturalnych, a jako składnik refleksji filozoficznych, najczęściej łączy się z postawą racjonalistyczną i materialistyczną.

Co powoduje, że ktoś może przypisać mi miano fanatyka? Myślę, że niezrozumienie idei mojego przesłania przez osoby wierzące. Główny problem jaki się pojawił w momencie publikacji poprzedniego tekstu, był bardzo prosty — każda osoba wierząca uważa, że jest wiarą. Naprawdę. Jeśli napisałem, jasno i wyraźnie, podkreśliłem to kilkukrotnie w moich wypowiedziach w komentarzach i nadal ktoś brał tekst: nie darzę szacunkiem żadnej wiary, wyznania i religii, jako równoznaczny następującemu: nie darzę szacunkiem Ciebie, jako osoby, to nie mogę dojść do innego wniosku — ta osoba jest wiarą, sama w sobie (:

To, że uważam za kompletne brednie cały Stary i Nowy Testament, to że Koran i inne bzdurne księgi traktuję jako powieści fantasy/s-f, nie jest równoznaczne, że Ciebie uważam za taką powieść. Jeśli czujesz się urażony/-a bo nie darzę szacunkiem Twojej wiary, to masz problem, bo guzik mnie to obchodzi.

Drugim problemem jest sposób rozumowania ludzi wierzących — nie umieją pojąć, jak to jest nie wyznawać żadnej religii, wiary, itd., więc uogólniają i szastają twierdzeniami na zasadzie: ateizm to tak naprawdę nowa religia, bo przecież wierzycie, że nie ma Boga. Stąd biorą się później zdania na zasadzie, że jako ateista jestem tym strasznym tyranem, który śmieje się na głos z fantastycznych cudów pasterza z Nazaretu, a który tak naprawdę jest pozbawionym Boga i wszelkich zasad oraz moralności, wyznawcą innej religii. Nie dziwię się temu, naprawdę nie! Jestem pewien, że gdybym był osobą wierzącą, nie umiałbym rozumować na zasadzie: wszystkie religie są taką samą bzdurą, każde bóstwo z jakim można spotkać się na Ziemi (bo tylko na niej można to zrobić), zostało wymyślone przez człowieka, a wszystkie święte książki tego świata, to przeciętnej klasy literatura, która nawet w czasie kiedy była spisywana, nie należała do dzieł z najwyższej półki. Dzieje się tak dlatego, że nie umiecie dostrzec świata bez wiary, więc wstawiacie ją gdzie popadnie, a że przy tym sami jesteście zagorzałymi wyznawcami kosmicznego tatusia, przypisujecie ją także mnie, komuś, kto odrzuca wiarę w takie, czy inne pierdoły i nazywacie religią lub wyznaniem. Co, oczywiście, jest niedorzeczne (:

Ze wszystkich komentarzy, które zostały zamieszczone do poprzedniego wpisu z tej serii, najbardziej chyba rozbawił mnie ten makojada, szczególnie zaś cytowana część:

O ile nikt Ci nie zabrania być samemu bogiem dla siebie, dlaczego uważasz, że można kpić sobie z ludzi, którzy wierzą w Starego, Wypróbowanego Boga Stwórcę? Czy Ty z Twoim młodym rozumem jesteś większy od Boga innych ludzi?

Pominę problem czytania ze zrozumieniem i ten fragment o kpieniu z biednych katolików. Bardziej rozbawił mnie tekst: Starego, Wypróbowanego Boga Stwórcę. Co to znaczy wypróbowanego? I starego w jakiej skali czasu? ~3000 lat istnienia przy ~4500000000 latach istnienia Ziemi to raczej skromny okres czasu, a gdzie tu tego Boga odnosić do czasu istnienia takiego, dajmy na to, wszechświata? Co zaś tyczy się pytania, czy ja z moim młodym rozumem jestem większy od Boga innych ludzi? No więc, nie chciałbym popaść w megalomanię, ale każda istota, ba!, każdy fizycznie istniejący przedmiot, jest od Boga ludzi wierzących, większy. Dlaczego? Bo istnieje! (:

Reasumując i chyląc się ku zakończeniu mojej wypowiedzi, napiszę, jak zawsze, otwarcie. Wiem, że ludzie wierzący w naszym kraju nie przywykli do tego, że jakiś ateista śmie drwić z ich wiary, śmie robić to na głos i na domiar wszystkiego, śmie to robić bez najmniejszego poszanowania Waszego sacrum. Mogę być w Waszym mniemaniu ateistycznym fanatykiem, mogę Waszym zdaniem wyznawać nową religię, zwaną ateizmem, mogę być w Waszych odczuciach chamskim, pozbawionym wartości moralnych bezbożnikiem. Co z tego? To jest tak samo, jak Wasze uczucia religijne — nie obchodzą mnie. Zdaję sobie przy tym sprawę, że jest to jedyny punkt obronny Waszych śmiesznych wierzeń, bo żaden z Was nie może nagle wskazać mi Boga, który nie istnieje, palcem, nie może zaprzeczyć, że książka zwana Biblią, jest naszpikowana paranoją i niezgodnościami oraz że została spisana przez rzemieślników, pastuchów i rybaków, wreszcie, żaden z Was nie może zaprzeczyć, że gdyby tylko urodził się w innej szerokości geograficznej, wierzyłby w zupełnie, totalnie i kompletnie co innego, niż w co wierzy teraz — choć, jestem tego pewien, trudno mu w to uwierzyć!

Na sam koniec zaś, mam dwa pytania:

  1. Co to jest uczucie religijne?
  2. Jak można obrazić uczucie religijne?