Kiedy dokładnie rok temu napisałem:

Anom. Nieubłaganie zbliża się nowe. Muszę przyznać, że rok 2005 należy do jednych z moich najbardziej udanych w życiu. A przynajmniej gdzieś tak od jego połowy. No, może trzech ostatnich miesięcy… Dobra, był zwyczajnym rokiem, ani nie za dobrym, ani nie za złym. Ot, po prostu (: Sporo się w nim wydarzyło, a teraz, w tym nadchodzącym 2006, liczę, że będzie działo się jeszcze więcej.

nie miałem pojęcia, jak wiele. Dlatego postanowiłem napisać to podsumowanie i moje nadzieje, jakie wiążę z nadchodzącym rokiem. Będzie długo, nie technicznie, ale (mam nadzieję) ciekawie i z całą pewnością – optymistycznie. Zapraszam do lektury (:

  • Styczeń 2006: To był świetny czas, który właśnie dobiegał końca. Pracowałem w Euro, miałem dziewczynę, studiowałem zaocznie na Akademii Rolniczej Ochronę Środowiska. Najpierw odpadła szkoła i to dość szybko, bo był to początek miesiąca. Również wtedy liczyłem się z zamiarem wyjazdu do brata za granicę. Wziąłem sobie sprzęt na raty. Praca, raty, dziewczyna – to mnie jeszcze trzymało w Polsce. A później? Cóż, później była studniówka maj gerlfrend – nienawidzę takich zbiorowisk – a dalej nie wiem. To był koniec.
  • Luty 2006: Najkrótszy miesiąc roku przeleciał bardzo szybko. Wiadomym było, że ze szkołą policealną nic nie wypaliło, więc moje życie stało pod znakiem pracy i wypadów ze znajomymi (tak, z pracy…) do klubów i innych pubów. W robocie wpadli na genialny pomysł wprowadzenia osoby zajmującej się kontrolą jakości polecania przez sprzedawcę produktów i akcesoriów. Wyobraźcie sobie, że rozmawiacie z klientem, a nad Wami stoi, za przeproszeniem, jakiś kutafon z Warszawy i się przysłuchuje, czy dobrze to robicie. To było ciężkie. W poszukiwaniu motywacji, coś zaczęło się w końcu jakoś układać i polepszać.
  • Marzec 2006: Zaczęło się od zmiany trybu pracy z 8 godz. na 12 godz., dzięki czemu miałem całe dnie w pracy, ale znacznie więcej dni wolny – w całości. Miałem 20 urodziny (spędzone w pracy…), przy okazji mieliśmy „nalot" szefostwa z Warszawy. A mnie zaczęły pojawiać się w główce pytania, co też robić dalej? Żyłem sobie, pracowałem, wypadałem do kina, tyle że nic z tego nie wynikało. Do kraju wracał mój brat, bodaj na 2 tygodnie, a mnie udało się załatwić urlop na 11 pierwszych dni kwietnia. To był początek ;)
  • Kwiecieć 2006: Oj tak. Czas jego pobytu w Polsce nie był długi, więc zleciało to bardzo szybko. W głowie miałem mętlik, a cztery słowa kołatały mi w kość ciemieniową – “Co ja tu robię?”. Na podjęcie decyzji nie potrzebowałem wiele, już 12 zwolniłem się z pracy. Związany umową, musiałem jeszcze parę dni przepracować. Postanowiłem odczekać też święta wielkanocne i spędzić je z rodzicami, gdyż nie wiedziałem kiedy będę widział się z nimi następnym razem. Po nich czas zaczął płynąć szybciej. Musiałem załatwić masę formalności, takich jak zakup biletu (Acorn, 400 zł w jedną stronę), oddanie PIT-11 do Urzędu Skarbowego, wymeldowanie się z mieszkania (wojsko), wyciągnięcie papierów z Akademii Rolniczej etc. W poszukiwaniu sensu, starałem się ogarnąć natłok myśli, jaki związał moją głowę. W końcu nastał czas zwątpienia, ale wiedziałem, że za późno już na odwrót. Wyjazd 21 o 14:30, na miejscu byłem 22 o ok. 18:30. Zmęczony, przerażony i zniechęcony, nie miałem ochoty na nic bardziej, jak na powrót do domu. Jednak już następnego dnia zacząłem stawać na nogi. 26 złożyłem aplikację do T.G.I. Friday’s, miejsce w którym pracował mój brat i znajomi z jednego domu. 29 miałem interview z Mariano (tak nazywaliśmy jednego z menadżerów, rodowity Włoch), gdzie obiecał mi pracę od 8 maja, pod warunkiem, że do tego czasu wyrobię sobie Bank Account oraz NIN.
  • Maj 2006: 8 maja byłem na obowiązkowym szkoleniu, które trwało od 9:00 do 17:00, a ciągnęło się niemiłosiernie, bo było po prostu nudne. Z chłopakami z chaty (moim bratem, Rafałem, Pawłem i Darem) zaczęliśmy łazić do Cardiff City Park (fachowe miejsce) grać w piłę. A ja wciąż czekałem i czekałem. W końcu udało się załatwić choć część z formalności – konto w banku otwarte (do dziś nie zostało wyjaśnione dlaczego trwało to tak długo). Teraz najlepsze ;D 19 miałem swój pierwszy dzień i przy podpisywaniu kontraktu, zostałem zapytany o wiek – nieświadom niczego, odpowiedziałem że 20 lat. Wedle ichniego prawa, pracodawca może mi przez to (dzięki temu?) płacić niższą pensję niż najniższa krajowa – 5.05 funta – w wysokości 4.25. Do dziś pamiętam jak wracałem do domu i czułem jak ciśnienie podnosi mi się z każdą sekundą. 24, na kacu po imprezie urodzinowej jednego z domowników, udałem się na interview w sprawie National Insurance Number.
  • Czerwiec 2006: Nie pamiętam już dokładnie którego, to nie ma wielkiego znaczenia, dostałem w końcu kartę z NINem i to był koniec wszelkich formalności. Odetchnąłem z ulgą i zacząłem rozglądać się za jakąś inną robotą. 11 do jednej z domowniczek (Manueli) dojechała siostra z chłopakiem… W tym momencie zaczęliśmy mieszkać w jedenaścioro ;D OMG, jak sobie to przypominam, to do dziś nie wiem jak mogliśmy to wytrzymywać. Tak czy siak, wkrótce się ta trójka przeprowadziła do nowego domku i w chacie zapanował spokój. Bawiłem się w różne telefony, wysyłanie CV etc., ale bez żadnych rezultatów. Mijał dzień za dniem, to na robocie, to na marnotrawieniu dni wolnych, nie było ciężko, ale płaca mnie dobijała. Właśnie wtedy zacząłem myśleć o powrocie do Polski i próbie dostania się na studia stacjonarne. Wydało mi się wtedy, że jeśli tylko będę na jakichś dziennych, to reszta potoczy się sama.
  • Lipiec 2006: Rodzice poskładali mi papiery na Uniwerek i Akademię Rolniczą. Na Filologię Polską zabrakło mi 9 pkt… Dostałem się natomiast, ponownie, na Ochronę Środowiska, tym razem stacjonarnie. Hej, wracam do Polski.
  • Sierpień 2006: 3 miałem interview z Vikki, moją przełożoną i opiekunką, gdzie poinformowałem ją przy okazji, że pracuję do końca sierpnia i wracam do Polski. 9 mieliśmy tzw. Staff meeting, gdzie truli od 11 do 16 o różnych T.G.I.‘owatych duperelach. wieczorem, na godzinę 19 zaplanowane było zaś Staff party i tu było kozacko. Wszyscy schlali się jak świnie, nie wyłączając mojego brata, który na drugi dzień nie był w stanie ruszyć się z łóżka przez cały dzień. A szkoda, bo być gdyby poszedł ze mną do parku, nie okradli by mnie. Już następnego dnia, 10, na otarcie łez kupiłem sobie zabaweczkę – Sony Ericsson K750i. Mój brat wziął sobie miesiąc urlopu i 17 wrócił do Polski. Ja miałem bilet zabookowany na 31 sierpnia, więc na dwa tygodnie zostałem sam. W sensie bez nikogo z rodziny, bo chata pełna ludzi ;D Właściwie był to moment, w którym stanąłem wreszcie jakoś na nogi, spłaciłem dług u brata i szedłem ku lepszemu. Kiedy sytuacja się ustabilizowała, znów musiało się coś dziać – tym razem był to powrót do Polski. 29 odbyło się towarzyski spotkanie w klubie Buffalo, gdzie żegnaliśmy Simona (tak, tego z którym miałem swoje pierwsze interview) i przy okazji, tak się jakoś złożyło, mnie, gdyż tego dnia miałem swój ostatni dzień pracy. W końcu nastał dzień powrotu. Tu znów miałem fart. Myślałem, że spędzę tę podróż sam, ale na dwa tygodnie, po dowód osobisty, wracała znajoma z pracy – Justyna. Było raźniej i przyjemniej ;)
  • Wrzesień 2006: Szybko zleciał. 1 i 2 byłem na imprezie z okazji urodzin dziadka. Dzięki Konradowi, 3 mogłem przystąpić do instalacji Dapper Drake’a 6.06.1 LTS. To była jedna z najromantyczniejszych chwil po moim powrocie ;D 8-9-10 spędzone zostały w Chmielniku, u rodziny. Było kapitalnie odetchnąć świeżym małomiejskim powietrzem. 13 mój brat wracał do Cardiff – mówił niewiele, oprócz tego, że lipnie mu się wraca z wiedzą, że mnie tam nie będzie. Doła leczył aż do końca listopada. Reszta miesiąca spędzona została na nadrabianiu zaległości przed kompem :P W jedną niedzielę odnotowałem wystawę psów rasowych we Wrocławiu i tyle. Wszystko.
  • Październik 2006: Działo się. Jeszcze 30 września miałem rozpoczęcie roku akademickiego, ale nie było tam nic jakoś wyjątkowo ciekawego. Do studiów podchodziłem z pewną nadzieję, że to jest to. Wreszcie zaspokoję oczekiwania swoje własne, moich rodziców i dziadków. Jasne, że w planach i gadaninie wszystko wygląda świetnie. Ale nie zawsze jest świetnym w praniu, niestety. W niektóre rzeczy nie mogłem uwierzyć, a życie płynęło mi pod znakiem studiów. Coś mi jednak nie grało. Pojawiły się jakieś dziwy jak Meteorologia, Geologia czy inne Gleboznawstwo. Zacząłem zadawać sobie jedno, (cyt. z “Chłopaki nie płaczą”) zajebiście ważne pytanie – czy to jest naprawdę to, co chcę w życiu robić? Wracałem jednak do kręgu żywych i odrzucałem od siebie negatywne myśli. Trochę po porządkowałem, zamknąłem GA, otworzyłem Universum. Oddzieliłem część twórczą od bloga i chyba wyszło to na dobre wszystkim. Odzwyczajony od porannego wstawania, ścierałem się z nieubłaganą rzeczywistością ;) Przyszedł też czas na jesienną melancholię i wspominanie starych, dobrych czasów. Pojawił się też nowy zespół, w którego dźwięku zasłuchiwałem się z rozkoszą – Lao Che. Dostałem wreszcie swoje zarobione w Walii pieniądze i mogłem wprowadzić zmian kilka w swoim marnym sprzęcie. Nic nadzwyczajnego, ale przyspieszyło. 26 wydana została stabilna wersja Ubuntu Edgy Eft 6.10. Słowem? Zajmowałem się wszystkim, tylko nie nauką ;P
  • Listopad 2006: Zaczęło się od zabaw GIMPem w pseudo-wektor, później była siła Wrocławia! ;D Humor dopisywał, ale w szkole było coraz gorzej. Nastał wreszcie ten dzień, w którym zdecydowałem – to nie ma dalej sensu, kończ waść, wstydu oszczędź. Pojawiła się Australia i chyba zupełnie mi odbiło. Pod koniec miesiąca przeprowadziłem rozmowę z rodzicami i zniszczony psychicznie postanowiłem dalej próbować i kisić się na Ochronie. Tyle, że chyba nie muszę pisać jak się robić coś, do czego nie ma się przekonania?
  • Grudzień 2006: Zdaję sobie sprawę, że ciągnięcie nauki na Akademii Rolniczej (wł. jest to już Uniwersytet Przyrodniczy <.<) nie ma sensu, ale wciąż nie bardzo mam pomysł, co zrobić, kiedy przerwę tam naukę. Dlatego skupiam się na tworzeniu (tapeta 1, tapeta 2), drobne howto o współpracy MPD z Last.fm czy GIMP w jednym oknie, aż wreszcie trafiam na forum.ubuntu.pl, a stąd już baaaaardzo blisko na planetę. Przerzucam się na Xubuntu i kontynuuję pisanie drobnych howto. Po rozmowach z Fiszą (;*) w końcu trafiam na trop. Wiem, co chciałbym studiować, problemem jest dostać się tam gdzie chcę. I olśniło mnie, że przecież wedle zasad nowej matury, mogę sobie “dozdać” jeszcze jeden przedmiot! Rzecz jasna padło na historię, której de facto nie zdawałem na maturze od razu przez… głupotę. Tak czy siak, ruszyłem kontakt z moją byłą wychowawczynią i dowiedziałem się, że jest już za późno. Termin składania deklaracji upłynął 20 grudnia. Dodała jednak, żebym spróbował coś wskórać w sekretariacie zaraz po nowym roku – tak też zamierzam uczynić ;)

Jak więc zapowiada się ten 2007 rok? Z pewnością, jak zwykle, burzliwy będzie początek, ale wierzę, że wszystko się ułoży. Jeśli zaś uda mi się wkręcić na maturę/egzamin i zdać historię w miarę dobrze (będzie to w Maju albo i później, mam masę czasu, żeby się przygotować) to jest szansa, że dostanę się na jeden z kierunków, które wiem że pozwoliłyby mi rozwinąć skrzydła, poszerzyć horyzonty – Filologia Polska lub Psychologia. To drugie ostatnio non-stop siedzi mi w głowie i czuję, że bardzo chciałbym ziścić ten kierunek i mnie na nim w rzeczywistość.

Wchodzę w nowe z czystym kontem. Jestem na zerze wyłącznie z perspektywami. Nie odbiegam dalej niż do Maja, ale wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że ten rok jest przełomowym. Po prostu oczywistym jest fakt, że jeśli teraz nie zacznę porządnie studiów, to nigdy ich nie zacznę. Więc idę, z wiarą i optymizmem w kieszeni, wyprostowany i z podniesioną głową. Będzie jeszcze lepiej. Będzie super. To będzie świetny rok – czego sobie i Wam życzę! ;)